Bez kategorii

#FITMIESIĄC – jak to jest być na witrynach, dołek i życie w kartonach

Dzisiaj nie będzie ani o podkręcaniu metabolizmu, ani o moich fantastycznych treningach, których nie zrobiłam, ani nawet o diecie cud. Tylko o życiu. Takim mega zwykłym.  I jego wzlotach i upadkach. Czas na podsumowanie miesiąca!

Tak, wiem. Wiem! Wiem, że piszę #FITMIESIĄC, który miał być serią regularną na początku miesiąca, pod jego koniec. Ale myślę, że mi wybaczcie – czas w trakcie mieszkania w remontowanym mieszkaniu biegnie nieco inaczej, a ja nie potrafię zorganizować się do kupy w żaden sposób. 

CO SIĘ DZIAŁO?

Mnóstwo!

Przede wszystkim: światło dzienne ujrzała aplikacja treningowa PUMATRAC! To właśnie był projekt, nad którym pracowaliśmy w Salzburgu. I do którego się przygotowywałam. To dla mnie WIELKA sprawa, bo wśród treningów prawdziwych gwiazd sportu, jak Lewis Hamilton czy znanych na cały świat trenerek fitness, są też moje treningi! I są one dostępne nie tylko w Polsce, ale dla użytkowników z innych krajów!

Żeby ułatwić Wam zapoznanie się z apką, razem z Pumą ogłosiliśmy wyzwanie oraz przygotowałam plany treningowe, które pozwalają ułożyć sobie sensowne treningi z wykorzystaniem aplikacji. Możecie o wszystkim poczytać tutaj.

Kilka dni po starcie apki, dostałam wiadomość, że… będę na witrynach sklepów PUMA w całej Polsce. I rzeczywiście tak się stało!

To jest dla mnie jakiś kosmos. Wstydziłam się podejść do sklepu i zrobić zdjęcie, i dopiero Patryk po dłuższych namowach mnie do tego zmusił. Było mi mega głupio! Oczywiście cieszę się, że PUMA mnie w ten sposób wyróżniła, ale ciągle się szczypię i nie mogę w to uwierzyć. Że ja, zwykła Marta metr sześćdziesiąt dwa, patrzę na ludzi z witryn sklepowych.  Masakra!

Wysyłacie mi zdjęcia „Mart” w swoich miastach. Bardzo Wam za to dziękuję! Zapisuję je wszystkie i mam zamiar pokazać mamie, bo też nie mogła uwierzyć. 😀 Bardzo mi też było miło, kiedy czytałam Wasze reakcje i autentycznie się też z tego cieszyliście. To dla mnie dużo znaczy – i nie są to puste słowa! 

Ale żeby nie było tak słodko, to oczywiście cały start wszystkiego i wielkie dla mnie wydarzenia zmiksowały się – jak to w życiu bywa – z moim dołkiem. Jestem już naprawdę zmęczona życiem w remoncie i chociaż jesteśmy na końcówce, to po prostu ostatnio już pękłam. Było mi bardzo smutno i źle. 

Tutaj pierwszy dzień po przeprowadzce – w kuchni, jedynym skończonym pomieszczeniu na tamten moment.

Dodatkowo okres z ogromem pracy połączył się z tym, że bywały dni, kiedy niezbyt miałam jak pracować – bo trzeba było coś zrobić, gdzieś coś załatwić, pojechać po raz tysięczny do Castoramy, znów męczyć się z towarem, który ktoś obiecał, a który jednak nie przyszedł. Efekt – mam teraz milion zaległości, z których w końcu trzeba się odkopać i kilka niezrobionych treningów (sami wiecie, jak jest, kiedy cały dzień jest do d i jeszcze nie zrobicie treningu – szkoda gadać). No i umówmy się – życie w sytuacji, gdzie wszystkie rzeczy masz praktycznie w kartonach na stosie nie jest mega atrakcyjne.

I mówię Wam o tym specjalnie. Z jednej strony – żeby być szczerą, a z drugiej – żeby pokazać, że to nie jest tak, że wszystko idzie super i tak, jak na Instagramie ludzie pokazują. Ja z jednej strony – jestem na witrynach, a z drugiej – mieszkam tak:

Żółta folia na podłodze, żeby nie uszkodzić desek, milion pierdół w różnych miejscach domu przenoszonych z kąta w kąt. Dobrze, że przynajmniej Nitka (kot) pilnuje wszystkiego i jest kierownikiem budowy, bo inaczej byłoby kiepsko!

Na szczęście, zostało już naprawdę mało do końca i chyba ten kryzys dopadł mnie dlatego, że długo to trwa i już jestem zmęczona. Cieszę się z mieszkania i z tego, że mam w ogóle możliwość jest urządzać, ale ponarzekać też czasami się zachciewa 🙂

Ale! Ważne, że wszystko idzie do przodu, a ja już mam wannę, a co za tym idzie, mogę biegać rano! Do tej pory byłam trochę zablokowana, bo dopóki łazienka się mocno remontowała, nie było mowy o prysznicu czy kąpieli po porannym bieganiu. W związku z tym na 2-3 tygodnie musiałam z niego praktycznie zrezygnować. 🙂

PLANY NA KOLEJNE TYGODNIE

Plany na kolejne tygodnie są bardzo proste i banalne – realizować plan treningowy. Obecnie mam tam wpisane 4 treningi biegowe w tygodniu, jeden trening siłowy, jeden trening grupowy (mam ochotę sobie pochodzić do innego instruktora na zajęcia) oraz dwa treningi ogólne.

Grupowy i ogólne robię w te same dni, co bieganie – bo wiem, że zaraz będzie pytanie, czy ja trenuję siedem dni w tygodniu. Nie 🙂 Zawsze mam jeden dzień wolnego przynajmniej.

Druga sprawa – w grudniu znów wylatuję z Polski, tym razem na ponad 10 dni – i już rozpisałam sobie na ten okres plan treningowy, odpowiednio zmodyfikowany – tak, żeby móc trenować w hotelu, hotelowej siłowni (powinna być) i biegać.

Dlaczego będę ćwiczyć na wyjeździe? Bo to nie do końca wyjazd wakacyjny, a bardziej „zawodowy” czy „trenerski”, a najważniejsze wydarzenie jest na końcu, więc nie mogę sobie odpuścić tydzień przed. Przecież muszę jakoś reprezentować tą naszą drużynę Codziennie Fit. 🙂

I jedzeniowo – PRZESTAĆ JEŚĆ TYLE SŁODYCZY!

Ja też mam z nimi czasami problem – zwłaszcza jak już coraz częściej zaczynam je podjadać, bo wtedy wpadam w błędne koło – im częściej jesz słodycze, tym częściej masz na nie ochotę. na naszej grupie Myślę nawet, czy nie zrobić mini-wyzwania , chociaż w okolicach grudnia to już chyba bezcelowe… wtedy wszyscy zajadają się czekoladowymi Mikołajami!

BLACK FRIDAY NA CODZIENNIE FIT PRZEZ CAŁY WEEKEND!

A! Ważne! Do końca tego weekendu wszystkie produkty na moim sklepie Codziennie Fit są przecenione o 20 % – co oznacza, że możecie kupić taniej zarówno moją książkę „Codziennie Fit”, jak i płytę DVD z treningami oraz programy treningowe Przemiana.

Kliknij w baner, żeby przenieść się do sklepu:

OSTATNIO NA BLOGU

I na dzisiaj to już chyba wszystko! Mam nadzieję, że u Was jest w porządku i macie trochę mniej przebojów niż ja – a może dacie mi znać? Ja wiem, że najłatwiej się czyta bez komentarzy, ale może dzisiaj dasz mi znać, że też tu jesteś? Czekam na Wasze podsumowanie miesiąca. 🙂

About author

Articles

Jestem trenerką, absolwentką AWF we Wrocławiu i byłym sportowcem. Założyłam tego bloga, by udowodnić, że fit może być każdy - niezależnie od wieku i grubości portfela.