Kiedy w styczniu 2014 roku klikałam przycisk „załóż bloga”, traktowałam cały ten pomysł jako formę zabawy. Wkurzały mnie posty ludzi, którzy twierdzili, że zdrowe jedzenie kosztuje miliony, a brzuszki są jedynym dobrym ćwiczeniem na płaski brzuch i z tego powodu chciałam pokazać innym, że fit może być każdy, i to codziennie.
A potem nagle wszystko przewróciło się do góry nogami.
Założyłam tego bloga z dwóch powodów. O pierwszym napisałam właśnie wyżej, drugim była tęsknota za lekką atletyką. W styczniu nie chodziłam już na grupowe treningi i chociaż do maja trenowałam jeszcze na własną rękę, to już nie było to samo.
SPORTOWA HISTORIA
Zawsze traktowałam sport jako dodatek. Kiedy w liceum ludzie mnie pytali, na jakie studia idę, byli niesamowicie zdziwieni, że nie wybrałam Akademii Wychowania Fizycznego, a dziennikarstwo. Jak to, nie będziesz już biegać? – dziwili się. No nie. Planowałam trenować jeszcze przez pierwsze dwa, trzy lata studiów, a potem zrezygnować. Kompletnie nie wiązałam przyszłości z profesjonalnym sportem, może mając gdzieś z tyłu głowy moją siostrę, która z powodu kontuzji przerwała wspaniałą karierę, a może z powodu tego, że moją drugą pasją zawsze było pisanie. Dla ludzi.
Kiedy mówiłam trenerowi, że przestaję chodzić na zajęcia, sama siebie zaskoczyłam swoją reakcją. Popłakałam się i wracałam do domu tramwajem chlipiąc na prawo i lewo. Cały dzień był już zepsuty, a ja nie mogłam zrozumieć, dlaczego mi smutno, skoro właśnie tego chciałam? Chciałam przecież zrezygnować, nie?
Pierwsze pół roku było wspaniałe. Robiłam różne nowe treningi (wreszcie nie miałam z góry narzuconego planu!), mogłam NIE IŚĆ na trening, miałam całkowicie wolne weekendy, nie musiałam jeździć na obozy i siedzieć po kilkanaście godzin na stadionie w upale. Żyć, nie umierać. W międzyczasie założyłam tego bloga i zaczęłam rozwijać swoje zainteresowanie zdrowym odżywianiem. Dla osoby, która przez 9 lat miała jakiś schemat (szkoła, trening, lekcje, spać – w weekend: pobudka, zawody, wieczór, spać) taki odpoczynek od rutyny był niczym wymarzone wakacje.
SPADEK FORMY
A potem przyszedł dół. Moje treningi wcale mnie nie zadowalały, coraz częściej z zazdrością patrzyłam na zdjęcia koleżanek z grupy, które zostały i trenowały dalej. Czułam, że wcale nie wykorzystuję swojego potencjału i powoli gniję. Zajęcia na siłowni nie dawały mi satysfakcji – niby męczyły mnie w trakcie, ale pięć minut po zakończeniu byłam już zregenerowana. To co to za trening? Żaden. Dla osoby, która umierała po każdym środowym i sobotnim treningu na stadionie, to był pryszcz.
Coraz bardziej brakowało mi lekkoatletyki i byłam tym ogromnie zdziwiona. Po pierwsze dlatego, że ja pod koniec trenowania chciałam odejść. Po drugie – bo przecież moją pasją było dziennikarstwo, tak? A nie sport. Sport po prostu był.
I właśnie to było mylące. Uprawiając sport codziennie nie traktowałam tego jak coś niezwykłego, jakieś swoje hobby, tylko jak coś, co jest w moim życiu i tyle, tak jak zjedzenie śniadania czy umycie włosów. Stały element dnia. Było i tyle. I nagle, kiedy tego zabrakło, zrozumiałam, że to jest właśnie coś, co mnie jara.
Trochę musztarda po obiedzie, nie?
Blog wymuszał jednak na mnie ciągłe pogłębianie swojej wiedzy, więc czytałam. Dużo. Dalej czytam. Pewnego dnia zrobiłam sobie podwójny trening i kiedy sapiąc dobiegłam do domu, wreszcie coś do mnie dotarło: ja potrzebuję porządnego wycisku, żeby żyć. To był pierwszy zwrot akcji w tym wszystkim. Zaczęłam więcej ćwiczyć i automatycznie przestałam być taka zdołowana. Coraz więcej wkręcałam się w bloga, bo to się ze sobą łączyło. Jaram się treningiem = chcę o tym napisać. Jem coraz lepiej, bo ćwiczę i wreszcie rozumiem, jaki wpływ ma jedzenie na moje ciało. Staje się to dla mnie zajawką, więc blog jest korbką, która mnie nakręca dalej.
WSZYSTKO SIĘ ZMIENIŁO
I drugi zwrot, kiedy kiedyś przeszło mi przez głowę, że fajnie było by mieć grupę treningową. Niedługo potem podjęłam decyzję o tym, że jak tylko skończę licencjat na dziennikarstwie, idę na AWF. Do szkoły, do której tak się zapierałam, że nie pójdę. Tylko krowa nie zmienia zdania.
Kolejny zwrot to znów sprawka bloga. Gdzieś między zestawami ćwiczeń ze zdjęciami, które publikowałam, pojawiła się prośba o ćwiczenia w formie wideo. Chciałam spróbować. Pierwsze nagrałam w marcu, nigdy nie ujrzały światła dziennego, za to ja poczułam się tłumacząc ćwiczenia jak ryba w wodzie. W końcu sytuacja zmusiła mnie do nagrania i wrzucenia w internet pierwszego zestawu, nowego – dzięki współpracy z Zelmerem (znów sprawka bloga!). Boże, jak mnie to jarało! Pokazywanie ćwiczeń, układanie komuś treningu – wow! Jak widzicie, teraz filmy ukazują się regularnie co niedzielę. Kocham je nagrywać, kocham siedzieć i układać te zestawy, myśleć, czy na pewno są w porządku.
W sierpniu podjęłam się też próby poprowadzenia dwóch osób – jedna chce przytyć, druga schudnąć. NIGDY nie czułam się lepiej, jak wtedy, kiedy biegałam razem z nimi i mówiłam, że dadzą radę. Kiedy tłumaczyłam, jak zrobić dane ćwiczenie. I kiedy powiedziałam „dobra, jak nie możesz, to teraz odpuść” i usłyszałam „cicho, nie odpuszczę”.
Wtedy czuje się dumę z takiej osoby. Strasznie mnie to jara, podoba mi się myśl, że mogłabym kogoś trenować, prowadzić zajęcia dla grupy, a kiedyś założyć szkółkę lekkoatletyczną (jak już będę bogata i będę miała dużo wolnego czasu :)) .
I pomyśleć, że może bym tego wszystkiego nie odkryła, gdyby nie blog. Bo po co miałabym czytać więcej o jedzeniu i ćwiczeniach, gdyby go nie było? Ten blog był impulsem do poszerzania wiedzy, a poszerzanie wiedzy uświadomiło mi, że gdzieś tam w swoim życiu prawie przegapiłabym własną pasję.
Po zdaniu licencjatu obiecałam sobie, że wezmę się za prowadzenie bloga porządnie. Zmieniłam szablon, zmieniłam jakość tekstów, które zajmują mi więcej czasu, ale chyba są bardziej pożyteczne dla Was. Publikuję prawie codziennie, chyba, że coś mi wypadnie. Mam stały repertuar, w każdą niedzielę ćwiczenia, w każdą sobotę (oprócz dzisiejszego dnia) przepis.
Zrozumiałam też, że chcąc być trenerem, moje ciało jest moją wizytówką. Dbam o nie strasznie i pierwszy raz od dawna jestem w stu procentach zadowolona z tego, jak wyglądam. Wiem, że moje ciało jest silne i potrafi naprawdę dużo i jestem z tego dumna. A to, w jakim jest teraz stanie, to sprawa bloga! Bardzo mnie motywował do pracy nad sobą. Nawet byli sportowcy mają problemy z motywacją.
Nie mówię, że nie wrócę do lekkiej. Albo że do niej wrócę. Nie wiem tego, mam dopiero 21 lat, mam szansę na powrót. Czasami o tym myślę, ale na razie pozostawiam to w sferze „a gdyby tak…”.

I ostatnie, ale nie najmniej ważne – impreza, która odbyła się tydzień temu. Wygrałam nagrodę internautów w konkursie Blog Day 2015. Dzięki innym ludziom, bo to właśnie inni na mnie głosowali. Dziękuję Wam za to. Nie ma niczego, co bardziej daje kopa do działania, niż docenienie. Statuetka stoi przy moim biurku, na którym właśnie piszę wpis. Dzisiaj miało go nie być, ale spojrzałam na nią i pomyślałam sobie: kurczę, jestem tak piekielnie wdzięczna za to wszystko!

Jak blog zmienił moje życie? Całkowicie. Odwrócił je do góry nogami i posegregował priorytety. Dzięki blogowi wyglądam dobrze i już nie dążę, jak w czasach lekkiej, do chorej chudości (tak, też miałam taki etap). Akceptuję swoje ciało i kocham to, że jest takie silne. Odkryłam jedno ze swoich powołań (bo wierzę, że można mieć kilka), idę na nowe studia. I co najważniejsze: jestem szczęśliwa i pełna zapału.
I to chyba widać w moich postach. Staram się, by Wam się przydawały i w zamian dostaję od Was wiele komentarzy, dużo więcej, niż kiedyś. W ciągu miesiąca weszło tu 10 tysięcy ludzi więcej, niż w lipcu. Jesteście niesamowici, a że blog to nie tylko strona, ale też czytelnicy, to musicie sobie uświadomić, że Wy też zmieniliście moje życie. Tak jak kaloryfer na brzuch sam się nie zrobi, tak też moje życie samo się nie wywróciło.
Dziękuję. Ten wpis to swoistego rodzaju próba docenienia tego, co mam i powiedzenia Wam, że tutaj, na blogu, będzie jeszcze lepiej. Chce mi się starać i chce mi się robić. A co najważniejsze: ja to po prostu kocham!
Twój blog zmienił nie tylko Twoje życie, ale zmienia też życie czytelników. 😉
Oby wszystkie zmiany – w Twoim życiu Marto – były pozytywne! :*
Pisz dalej, a ja będę dalej czytać i próbować ćwiczyć ^^
To bardzo miłe! Nie próbuj, tylko ćwicz 😀 Dobrze jest sobie ustalić jakąś godzinę – łatwiej się zebrać, a jeszcze lepiej, jak się ćwiczy z kimś 🙂
próbuję,bo mam 3tygodniowe wakacje w domu rodziców i to z chłopakiem i chorymi zatokami, więc dużo spaceruje, rozciągam się do szpagatu, ćwiczę jogę i skreślam dni do wyjazdu i powrotu do zwykłego rytmu w mieście studenckim I i dania sobie wycisku by poczuć że żyję)
Marta, przede wszystkim gratuluję 🙂 Należało Ci się, choć wiem, że to nagroda tylko za ten blog, to jednak prowadzisz przecież dwa świetne blogi, wkładasz w nie całe serce i entuzjazm. Już przy jednym blogu jest masa pracy, a co dopiero przy dwóch i to tak dobrze, i regularnie prowadzonych! Jesteś naprawdę niesamowita 🙂
A przede wszystkim podoba mi się to, że podchodzisz zarówno do treningów jak i odżywiania w rozsądny sposób. Wiele blogów „fit” i „healthy” wcale takie nie jest, podają dziwne niezdrowe diety i ćwiczenia wielokrotnie niedostosowane dla początkujących (a wiele właśnie takich osób czyta takie blogi).
Tak trzymaj 🙂 I powodzenia! :*
Dziękuję Agata za te wszystkie komplementy 🙂
Smutno mi własnie czasami, jak przeglądam niektóre blogi i widzę, że dalej chodzi tylko i wyłącznie o szczupłą sylwetkę, czasami osiąganą niezdrowymi sposobami. Ludzie nie mają przecież wiedzy, wchodzą i czytają, myślą, że tak powinno być… i robią sobie krzywdę 🙁
Gratuluję nagrody, bo zdecydowanie Ci się należy. Twój blog jest genialny; przeczytałam go od deski do deski i z niecierpliwością czekam na każdy nowy wpis , a teraz też i na treningi. Naprawdę podoba mi się Twoje, przede wszystkim zdrowe i takie normalne, podejście do sportu, zdrowego stylu życia. Tutaj wiem, że zawszę znajdę przydatne informacje. Dzięki, że jesteś:)
Dziękuję, Kingo! Jest mi mega miło!
Gratulacjeeeee!! Nagroda w pełni zasłużona! Już Ci o tym pisałam ale jak dla mnie jesteś najlepszą fitblogerką na rynku! Wlaśnie w tej swojej normalności! <3 Ja już przekopałam pół Twoich wpisów (znam go od niedawna) i chłonę niesamowicie ten ogrom wiedzy i motywacji! 🙂
Dzięęękuję! <3 Jest mi tak niezmiernie miło <3
Gratuluję nagrody, należała Ci się jak nikomu innemu 🙂 bardzo cenię Twój zapał i pracowitość przy tworzeniu bloga, a te filmy treningowe to strzał w 10tkę 🙂
Mi się bardzo podoba ich nagrywanie, miał być dzisiaj nowy, ale dźwięk się zrąbał 🙁 Ale to nic, nagram jeszcze raz 🙂
Oj, widać, właśnie miałam o tym pisać – zawsze było widać, że lubisz pisać i prowadzenie blogów sprawia Ci radość, ale od jakiegoś czasu to, co emanuje z Codziennie Fit… Nie wiem, czy coś równie mocno emanuje entuzjazmem i motywacją – co ja gadam, Ty cała tym promieniujesz! I to się odbija na blogu. Jak dobrze widzieć, że ktoś znalazł To Coś (nawet drugie, trzecie czy które tam – bo też wierzę, że niektórzy mają kilka powołań) i oddaje się temu. Trzymam kciuki i tyle! Powodzenia w realizacji marzeń (na studiach też)! 🙂 A o tę szkółkę to się jeszcze kiedyś będę upominać, ha. 😀
Dziękuję za kciuki! 😀 😀
Jak dobrze przeczytać o kimś, kto jest szczęśliwy, znalazł swoje miejsce na świecie, robi to co kocha i nie boi się zmian. Życzę samych sukcesów i determinacji. Rzadko ludzie potrafią podążać za swoimi pragnieniami, boją się zaryzykować. Kolejny dowód na to, że warto pójść za głosem serca.
🙂 🙂 🙂 🙂 Dziękuję!
Uwielbiam Twoje pozytywne nastawienie, masz bardzo ciekawe tematy, które zawsze się przydają 🙂 Trzymaj tak dalej 🙂
Cieszę się, że blog jest przydatny 🙂
Motywacja! Strasznie mnie zmotywowałaś dziękuje! Dopiero zaczynam blogowanie i nastawiłaś mnie bardzo pozytywnie! Ja też nie mogę żyć bez sportu, gdy nie zrobię treningu wieczorem mam straszne wyrzuty sumienia i dziwnie się z tym czuję. Dzień bez treningu jest dniem straconym! 🙂
Powodzenia!
Oj widać tą energię i zacięcie we wpisach :). Tak to jest, że sportowcy nie potrafią usiedzieć na tyłku i mają milion pomysłów na sekundę. Dobrze, że zdecydowałaś się na ten AWF. Jesteś odpowiednią osobą na te studia 🙂 Ja studiuję Fizjoterapię też na wrocławskim AWFie, trenuję judo i mam podobne pasje. Planuję kurs trenera personalnego, a już mam instruktora judo 😉
Ze względu na właśnie podobne zainteresowania, ale i sposób w jaki prowadzisz bloga (bardzo profesjonalny i kompetentny) głosowałam na Ciebie. I szczerze gratuluję wygranej! 🙂
Może kiedyś miniemy się na na wałach obok AWFU robiąc szóstkę lub pójdziemy poviegać razem (chociaż judo a lekkoatletyka? To się umywam :))
Musimy koniecznie przybić sobie piąteczkę na AWFie 😀
Koniecznie! 🙂
Gratuluję! 🙂