Z jednej strony, moda na bycie fit bardzo mnie cieszy. Sprawia mi przyjemność patrzenie, jak coraz więcej znajomych wrzuca swoje zdjęcia z treningu i zaczyna uprawiać sport. Cieszę się, że bardzo duża ilość osób zaczyna świadomie jeść i odrzucać niezdrowe jedzenie. Z drugiej strony, moda na bycie fit strasznie mnie martwi, bo jeszcze trochę i z trendu na bycie wysportowanym, przejdziemy po prostu do konkursu na to, kto lepiej wygląda nago i dlaczego.
A nie o to chyba w tym wszystkim chodziło, nie?
Moda na bycie fit sprawiła, że w internecie pojawiło się mnóstwo – dziesiątki, o ile nie setki – osób, które próbują inspirować innych do zmiany trybu życia. I bardzo dobrze! Uważam, że promowanie aktywności fizycznej i naturalnego jedzenia jest świetne.

Tyle, że z przykrością obserwuję, że najczęściej dostajemy takie komunikaty:
- należy wstawać nawet o 5 rano na trening, kosztem snu, żeby tylko trening był zrobiony. Nie robisz treningu = jesteś słaby.
- należy zawsze mieć ze sobą pudełka z jedzeniem, bo jeśli nie planujesz ciągle każdego pojedynczego posiłku i zdarzy ci się zjeść coś na mieście = jesteś słaby.
- należy mieć bardzo niski poziom tkanki tłuszczowej, bo najpiękniejsze są zawodniczki zawodów kulturystycznych. Masz normalny poziom tk. tłuszczowej = jesteś słaby, nie starasz się.
- jeśli zjadłeś coś niedobrego, niezdrowego = to bardzo źle, wstydź się i zrób podwójny trening.
- jeżeli już jesz coś bardziej kalorycznego, to koniecznie musi być to cheat meal – nie można po prostu sobie na coś pozwolić, musisz to zaplanować, a jak jeszcze wpiszesz to w makro to w ogóle będzie cudownie.
- należy wyglądać idealnie. Zawsze!
Cały czas ludzie dostają komunikat: no pain, no gain. Musisz wybrać, do osiągnięcia celu potrzebne jest poświęcenie i tak dalej. A gdzie przyjemność ze sportu, z ruchu? Gdzie chęć do tego, żeby być aktywnym? Gdzie myślenie o tym, że poprawiamy też zdrowie, kondycję?
Czy można wyjść na trening i zamiast myśleć o tym, że po treningu urośnie nam tyłek i wreszcie będziemy idealni, nie możemy wyjść poćwiczyć po to, żeby poczuć się lepiej, być zdrowszą osobą?

Nic dziwnego, że skupiamy się tylko na wyglądzie, jeśli nasze inspiracje czy motywacje wrzucają ciągle zdjęcia w bieliźnie i fotki pudełek z jedzeniem. Mało kiedy jest gdzieś widoczna radość z tego, że ktoś się poruszał. Zamiast tego – ciągle ciężka praca, o rany, jaka jestem/jaki jestem super w lustrze, w tym bikini.
Tak, jakby bikini było najważniejszą rzeczą na świecie. Nie jest. Ale ludzie tak myślą. I to jest mega smutne.
NIE MA IDEALNEGO CIAŁA
Wiele razy piszą do mnie dziewczyny – bo rano brzuch wygląda idealnie płasko, a wieczorem jest nieco wydęty; bo starają się, ćwiczą, jedzą zdrowo i ten ostatni kilogram nie chce zejść; bo nie mogą mieć przerwy między udami; bo łydka jest za duża… i tak dalej.
Patrzymy na te zdjęcia „idealnych” i dotyka nas frustracja. Bo przecież można wszystko, nie? No pain, no gain, więc skoro jest pain, to gdzie te moje świetne efekty, sylwetka idealna?
Ciała ludzkiego nie przeskoczymy. Każdemu wzdyma się czasami brzuch – nawet perfekcyjnym laskom z instagrama. Po prostu takich zdjęć nie wrzucają do sieci. Każdy ma czasem gorszy dzień, kiedy wygląda gorzej. Każdego raz na jakiś czas wydmie, każdy przytyje 2 czy 3 kilo – to normalne. Nie można wymagać od swojego ciała, żeby było idealne, bo perfekcja nie istnieje.
Nikt nie wygląda jak milion dolarów przez całą dobę, bo wystarczy, że zje fasolkę albo wypił mniej wody i to wystarczy. Kaloryfer też nie zawsze widać idealnie. Tak po prostu działa nasze ciało. Należy to zaakceptować. Ale jak mamy to zrobić, skoro z każdej strony razi nas perfekcja? Idealne ciała nasmarowane oliwką?
Tak jak kiedyś była moda na bardzo chude dziewczyny, tak teraz jest moda na perfekcyjnie wysportowane ciało. I nie wiem, czy to do końca tak dobrze. Zapatrzeni w zdjęcia, które często są robione wielokrotnie (i wybierane najlepsze), pod odpowiednim kątem, z odpowiednim światłem, z pięcioma filtrami, wymagamy od siebie więcej, niż powinniśmy.
ILOŚĆ MIĘŚNI CIĘ NIE DEFINIUJE
Posłuchaj mnie teraz.
Proszę cię tylko o jedno, nie trać nigdy głowy i nie oceniaj siebie (ani innych) przez pryzmat jakiejś „idealnej sylwetki”. Mamy różne ciała, różne predyspozycje, różne możliwości i musimy o tym pamiętać. Tak, jak musimy pamiętać o tym, że bardzo duża liczba zdjęć w internecie jest po prostu zrobiona w odpowiednim momencie.
Wyglądasz pięknie. Niezależnie od tego, czy masz nadwagę, niedowagę, normalną wagę. Czy jesteś zawodniczką bikini fitness, czy zwykłą dziewczyną, która dwa razy w tygodniu chodzi na zumbę.
A chodź sobie na tą zumbę! Niech ci to sprawia przyjemność! I nie słuchaj ludzi, którzy próbują ci wmówić, że to nie ćwiczenia, albo że jeśli nie tyrasz sztangi pięć razy w tygodniu albo nie biegasz maratonu, to źle trenujesz i nic nie robisz. Jeśli się ruszasz, to już jest duży plus, bo twoje zdrowie ci za to podziękuje – a korzyści ze sportu ciągną się przez całe życie.
Piąteczka!
Mój FACEBOOK i INSTAGRAM.
Zgadzam się, niektórzy czasem przesadzają. Z drugiej jednak strony część osób do rozpoczęcia przygody ze sportem motywuje chęć osiągnięcia ładnej sylwetki, a dopiero po jakimś czasie zaczynają odczuwać satysfakcję i radość z aktywności. Chęć pokazania jakim jest się perfekcyjnym dotyczy zresztą nie tylko mody na bycie fit, ale też na kilometrową to do list, super ciekawe życie, aktywność towarzyską 24h… Bez refleksji, bez świadomego przeżywania codzienności i cieszenia się nią.
To oczywiście prawda, ja też np. na treningach wideo, które nagrywam, próbuję zmotywować ćwiczących tym, że będzie ładna pupa, czy płaski brzuch – wiadomo, wygląd to bardzo duża motywacja, zwłaszcza na początku. Bardziej chodzi mi o to, że osoby, które są wzorem dla innych, pokazują właśnie tylko taki aspekt – wyglądu, nie pokazując w ogóle radości, jaką może dać sport, a co za tym idzie – korzyści. 🙂
Tak to jest, kiedy z każdej strony jesteśmy bombardowani tego typu bodźcami, to z czasem nawet nie zauważamy, że zostaliśmy zarażeni 'chorobą’ dzisiejszych czasów. Wstyd się przyznać, ale ostatnimi czasy sama spostrzegłam, ze za bardzo skupiam się na wyglądzie, a nie na korzyściach dla organizmu. Zrobiłam nawet listę „Rzeczy, które chciałabym zmienić w swoim życiu” i jedną z pozycji jest „Nauczyć się dbać o siebie ze wzglądu na zdrowie, nie ze względu na wygląd”. Czytając Twoje posty naprawdę odzyskuję wiarę w ludzkość; to, że jako jedna z nielicznych pozostałaś rozsądną, szczerą osobą dla której sport to przede wszystkim pasja i zdrowie wzbudza podziw. TO się nazywa prawdziwa motywacja.
Bardzo dobrze powiedziane. Można zabłądzić w tym fit-świecie, wpędzić się w ciągłe wyrzuty sumienia za każde potknięcie. Ale czy o to chodzi? Odbieranie sobie tej radochy? Dzięki za fajny artykuł 🙂
Niedawno przeczytałam taką wspaniałą poradę psychologa dla odchudzających się: „jeżeli chcesz zjeść coś „zabronionego”, to rozbierz się do bielizny i zjedz to przed lustrem”.
Złapałam się za głowę, bo z autopsji wiem, w jak ciemne zakamarki prowadzi właśnie takie podejście. I że wygląd jest jedną z najsłabszych motywacji. W końcu o ile łatwiej jest stwierdzić „cóż, będę gruba” niż „cóż, będę chora, umrę 10 lat wcześniej”. Nienawiść to podstępna i smutna motywacja – bo jeżeli naprawdę przestaniemy siebie lubić, to parę kilogramów tego nie zmieni. Na dłuższą metę łatwiej jest wprowadzać zmiany motywowane miłością.
Gdzieś kiedyś przeczytałam (może nawet u Ciebie), że większość trenerek i fit dziewczyn pokazuje się w bikini, robi treningi głównie na „plażowe ciało”, a tymczasem większość kobiet, szczególnie w Polsce nie chodzi na co dzień w bikini, nie leży na plaży, to tylko w wakacje. Więc nie ma sensu poddawać się temu i ćwiczyć tylko dla osiągnięcia tego wymarzonego beach body, skoro pokażemy je tylko przez chwilę, a męczymy się cały rok. To średnie podejście, bo po wakacjach łatwo wrócić do dawnego nicnierobienia – przecież efekt już się osiągnęło. Tak mi to cały czas dzwoni w głowie i wraca 🙂 A przecież można ćwiczyć dla przyjemności, dla uczucia lekkości po, przypływu endorfin, odstresowania – bez mierzenia wyników, ścigania się z kimś i samym sobą, chwalenia na lewo i prawo wszystkim. Wygląd motywuje, wiadomo, ale przychodzi sam, jakby obok tych wszystkich profitów, jakie mamy ze sportu 🙂
Zaczynam się zastanawiać czy jestem normalna. …ja chodzę poćwiczyć ….dla lepszego samopoczucia.Ćwiczą ze mną osoby szczupłe, puszyste i naprawdę niezależnie od tego jaki wycisk dostajemy opuszczamy salę z „bananem na twarzy”.
Jesteś 🙂 Macie normalne podejście do ćwiczeń i o to chodzi! 🙂 Plus sprawia wam to przyjemność, a coraz więcej osób po prostu się katuje i nie lubią tego robić.
Mi się nawet wydaje, że im większy wycisk, tym większy potem jest ten „banan” 😀 przynajmniej w moim przypadku tak jest 🙂
Potrzebowałam takiego wpisu… Ostatnio czuję, że zagalopowałam się w walce o każdy cm w tyłku i gdy miarka pokazuje tę samą ilość cm, to jest mi źle. Zatraciłam gdzieś tę radość z treningów, jaką miałam kiedyś. Czas się ogarnąć, przestawić myślenie na właściwe tory i czekać na te dodatkowe mięśnie, ale jako pozytywny skutek uboczny ćwiczeń, a nie jako ich definicję 🙂 !
Piękne słowa. Ja chcę osiągnąć idealną sylwetkę, ale dla mnie, tylko dla mnie. I nie oceniam nikogo przez jej pryzmat, tylko do tego mojego ideału dążę bardzo małymi krokami. Mam tyle potknięć na co dzień, że powinnam teoretycznie być słaba. Ale przecież nie ma ludzi idealnych, prawda? A ja swoją siłę określam ilością potknięć i podnoszenia się za każdym razem. Każdy ma jakieś załamania, tylko się o nich nie pisze. Zainspirowałaś mnie do napisania wpisu o tym 😀 Bo ciągle widać te instagramy, fit sylwetki i idealne ciała po ćwiczeniach (często robione przed treningiem, bo po to wiadomo, jak wyglądamy ;p) – a przecież ci, którzy mają instagrama sami wiedzą, ile selfie czasem sobie strzelamy, żeby wyszło to najlepsze, idealne. Pod tym względem nie różnimy się w ogóle od gwiazd i fitness-girls 🙂
Proszę o jak największą liczbę takich wpisów 🙂 Ja wyleczyłam się z bycia „fit-maniaczką”, ale to naprawdę dłuuuuga droga jeśli ktoś już się „zafiksuje”. Umiar należy zachować we wszystkim!
uwielbiam Cię, łezka mi się zakręciła w oku na ostatnim akapicie (:
Dokładnie mam taką samą opinię!
Staram się ćwiczyć 2-3 razy w tygodniu, przygotowuję pudełka do pracy (bo naprawdę to uwielbiam) i każdy mi zwraca uwagę jak zjem coś „niezdrowego” – no przecież ćwiczysz, jesz z pudełek to na pewno jesteś na diecie… Otóż nie!
Kolorowe smaczne posiłki bardziej mi smakują a zumba (tak, tak chodzę na nią) sprawia mi radość i tyle 🙂
Ludzie nie rozumieją, że można się ruszać albo jeść z pudełek dla przyjemności a nie dla wagowych rezulatatów, a szkoda.
Nastały smutne czasy – ruszanie kojarzy się tylko z dietą albo z jakimś byciem fit, a nie z czymś mega naturalnym co powinien każdy robić…
Marta, świetny blog, oby tak dalej 🙂
Dorota
Dokładnie robię tak samo, czasem dziwią się w pracy kiedy z pudełek kluchy wyjmę;-). Grunt to zdrowy rozsądek, no ale ja mam już 48 lat doświadczeń…
Jest dokładnie tak jak piszesz. Ja, głupia, dopiero wychodzę z tego całego bagna rozpaczania, że zjadłam tego cholernego batona. Wiesz dlaczego? Bo byłam kiedyś gruba. Z zazdrością patrzyłam na koleżanki szczuplejsze, ładniejsze, z większym powodzeniem u chłopaków. Wszyscy w rodzinie wmawiali mi duże kości (od zajęć w-f nigdy nie uciekałam!), a potem się okazało, że jestem chora (hormony, ale nie tarczyca). Po kuracji kg zaczęły spadać jak za dotknięciem czarodziejskiej różdżki, byłam szczęśliwa, że studia rozpocznę z nową sylwetką blablabla. I tak było, ale to ciągle nie było wystarczająco. Nie wpędziłam się w żadną anoreksję/bulimię, ale początki ortoreksji to były jak nic. Towarzyszyła mi taka frustracja i stres, że każde odbiegnięcie od diety kończyło się wyrzutami sumienia. I po co? Po to, żeby zaimponować jakiemuś kolesiowi? Żeby zrobić wrażenie na osobach, które mają mnie kompletnie w dupie na co dzień? Dopiero od kilku miesięcy, kiedy dotarło do mnie, jak chore to jest, jak źle to wpływa na moją psychikę, odpuściłam. Sport przestał być narzędziem, a stał się codziennością, którą pokochałam. Pokochałam, bo cały czas buduje siłę charakteru, pewność siebie. Piękne ciało przeminie, ale to cechy naszego charakteru – nie. Spędzamy za mało czasu ciesząc się życiem, a za dużo stawiając sobie nierealne cele. I po co to wszystko? Zmiana powinna zacząć się w głowie i doprowadzić przede wszystkim do akceptacji samego siebie.
Cześć, możesz napisać jakie badania robiłaś i co Ci dokładnie wyszło? Jeśli nie chcesz tutaj, napisz proszę na klaudiawojnarowicz@gmail.com – dziękuje bardzo 🙂
Hiperprolaktynemia. Ginekolog (jeden z objawów – brak miesiączki, nie miałam jej pół roku) po usg skierowała mnie do endokrynolog, a ta wysłała mnie na badanie krwi (właśnie na poziom prolaktyny). Do tego badania przepisała mi Metoklopramid. Krew pobiera się 3 razy: z tego co pamiętam, to jedną przed wzięciem tabletki, drugą zaraz po zażyciu i trzecią próbkę po mniej więcej godzinie. Z wynikami poszłam znów do endo. Przepisała mi Bromergon, który brałam przez 3 miesiące. Po kuracji wszystko wróciło do normy :).
Dziękuję Ci bardzo. U mnie miesiączka jak w zegarku – co do dnia i godziny. Kortyzol w normie, insulina/krzywa cukrowa też, nie pamiętam czy prolaktynę robiłam…może mimo wszystko warto ??
Zawsze warto, to chodzi o zdrowie. Hiperprolaktynemia to nie tylko tycie, ale szereg innych, bardziej poważnych dolegliwości i schorzeń, w tym nawet niepłodności. Jeśli masz więc podejrzenia, to koniecznie porozmawiaj z lekarzem :).
Właśnie niedawno widziałam gdzieś świetny motywacyjny cytat: „Do it for the after selfie”. Nie wiem, czy słyszałam kiedyś o gorszym…
Polecam wejść na instagram i odświeżyć listę obserwowanych profili… od razu mi lżej 🙂
No w żadną stronę nie można przesadzać i to jest piękne, że Ty promujesz ten tryb życia 😀
Dawno nie czytałam tak wspaniałego, mądrego artykułu! Brawo Marta ! Bo dzisiejszy świat totalnie oszalał..
Trafiłaś w sedno! w stu procentach się z Tobązgadzam
Mądra Kobieta z Ciebie. Jakby to mój facet powiedzial-„normalna”,a to spory komplement;-).
Pozdrawiam i czytam dalej!
Bardzo mądrze napisane. U mniew pracy dziewczyny liczą kalorie, mają ochotę zjeść kawałek czekolady ale przecież to zbrodnia, będą przez to grube. Ja chodzę na zajecia grupowe o sprawia mi to wielką frajdę. Każdy jest inny i najważniejsze by robić coś z chęcią a nie z musu.
Marta, jesteś moją motywacją, właśnie dziś, potrzebowałam takiego tekstu, takiego mądrego tekstu. Jesteś bardzo prawdziwa i taka normalna ! Wesołych, rodzinnych świąt, dzięki że jesteś !
Jesteś GENIALNA! Świetny tekst:)
Kocham Cię. Post nieco wiekowy, ale szczęśliwie, przypadkiem właśnie na niego trafiłam. Od dwóch tygodni leczę się z zapalenia zatok, dalej słabo oddycham i męczę się zmywając naczynia, a i tak największy problem mam z wyrzutami sumienia z powodu niechodzenia na treningi. Paranoja. Dzięki Twoim słowom postaram się mniej przejmować i jak tylko odzyskam siły wrócę do pracy pełną parą. Tylko dla siebie. Dziękuję.
Świetny artykuł. Dal mi do myslenia
Bardzo mądry tekst! 🙂 Ja polubiłam sport w momencie, kiedy zobaczyłam, że mogę się nim po prostu bawić. Ćwiczenie dla własnego dobrego samopoczucia jest według mnie najlepsze 🙂
I za to Cię właśnie lubię Marta! Masz najlepsze podejście do sportu. Mnie sama szczerze wkurza zzawalony wlasnie takimi zdjeciami bo czlowiekowi, ktory sie ich na ogląda ciężko później znaleźć tę granicę idealnej sylwetki i wymagań w stosunku swojego ciala. Cos co nam sie moze podobac w sobie zostaje poddane wątpliwości czy to „napewno jest fit,cxy to dalej atrakcyjność czy może mięśni za mało „:)
Osobiście lubie sport i kiedy zaczelam cwiczyc kilka lat temu bylam jeszcze dzieckiem, ktore juz marzylo o idealnej sylwetce dojrzalej kobiety. I przez lata do tego dazylam raz mi się podobal moj wyglad raz nie. I dopiero teraz po woli od takiego trybu postrzegania siebie. A tu nagle te wszystkie zdjęcia.
Ale prawda jest jedna to co powinno nas motywowac to nie tak jak mowisz, to kto ma wiekszy tylek i lepiej zarysowane mięśnie brzucha,ale to jak sie czujemy, czy wchodzimy po schodach bez zadyszki,czy przyniesienie zakupow do domu nie sprawia wiekszych problemow. Oraz to ze wszystko co robimy dzis byc moze sprawia ze bedzie nam sie zylo lepiej, nie ze starzejemy sie tak szybko i zachowamy sprawność tak dlugo jak jest to tylko mozliwe.♡♡♡♡
Jesteś GENIALNA!
Tak, chodzę na zumbę!
Nie, nie biegam, bo nie mogę – kontuzja, stopa boli tylko przy bieganiu…
I czuję się z tym dobrze. Staram się jeść to co lubię, w rozsądnych ilościach. Nie opychać się słodyczami i frytkami, ale wszystko z głową.
I jest mi super!
Naprawdę, jeśli BMI mam w normie (21) nie mam zamiaru się katować! Nie chcę doprowadzić do sytuacji, że tk.tłuszczowej będę mieć poniżej normy, bo to NIE JEST ZDROWE przecież!
Niestety, mam wrażenie, że ostatnio modne jest posiadanie wskaźników (BMI, tk.tłuszczowa) PONIŻEJ normy!