Konkurs na największy tyłek, czyli gdzie w tym całym byciu fit podział się sport?

Konkurs na największy tyłek, czyli gdzie w tym całym byciu fit podział się sport?

Post navigation

34 komentarze

  • Zgadzam się, niektórzy czasem przesadzają. Z drugiej jednak strony część osób do rozpoczęcia przygody ze sportem motywuje chęć osiągnięcia ładnej sylwetki, a dopiero po jakimś czasie zaczynają odczuwać satysfakcję i radość z aktywności. Chęć pokazania jakim jest się perfekcyjnym dotyczy zresztą nie tylko mody na bycie fit, ale też na kilometrową to do list, super ciekawe życie, aktywność towarzyską 24h… Bez refleksji, bez świadomego przeżywania codzienności i cieszenia się nią.

    • To oczywiście prawda, ja też np. na treningach wideo, które nagrywam, próbuję zmotywować ćwiczących tym, że będzie ładna pupa, czy płaski brzuch – wiadomo, wygląd to bardzo duża motywacja, zwłaszcza na początku. Bardziej chodzi mi o to, że osoby, które są wzorem dla innych, pokazują właśnie tylko taki aspekt – wyglądu, nie pokazując w ogóle radości, jaką może dać sport, a co za tym idzie – korzyści. 🙂

  • Tak to jest, kiedy z każdej strony jesteśmy bombardowani tego typu bodźcami, to z czasem nawet nie zauważamy, że zostaliśmy zarażeni 'chorobą’ dzisiejszych czasów. Wstyd się przyznać, ale ostatnimi czasy sama spostrzegłam, ze za bardzo skupiam się na wyglądzie, a nie na korzyściach dla organizmu. Zrobiłam nawet listę „Rzeczy, które chciałabym zmienić w swoim życiu” i jedną z pozycji jest „Nauczyć się dbać o siebie ze wzglądu na zdrowie, nie ze względu na wygląd”. Czytając Twoje posty naprawdę odzyskuję wiarę w ludzkość; to, że jako jedna z nielicznych pozostałaś rozsądną, szczerą osobą dla której sport to przede wszystkim pasja i zdrowie wzbudza podziw. TO się nazywa prawdziwa motywacja.

  • Bardzo dobrze powiedziane. Można zabłądzić w tym fit-świecie, wpędzić się w ciągłe wyrzuty sumienia za każde potknięcie. Ale czy o to chodzi? Odbieranie sobie tej radochy? Dzięki za fajny artykuł 🙂

  • Niedawno przeczytałam taką wspaniałą poradę psychologa dla odchudzających się: „jeżeli chcesz zjeść coś „zabronionego”, to rozbierz się do bielizny i zjedz to przed lustrem”.
    Złapałam się za głowę, bo z autopsji wiem, w jak ciemne zakamarki prowadzi właśnie takie podejście. I że wygląd jest jedną z najsłabszych motywacji. W końcu o ile łatwiej jest stwierdzić „cóż, będę gruba” niż „cóż, będę chora, umrę 10 lat wcześniej”. Nienawiść to podstępna i smutna motywacja – bo jeżeli naprawdę przestaniemy siebie lubić, to parę kilogramów tego nie zmieni. Na dłuższą metę łatwiej jest wprowadzać zmiany motywowane miłością.

  • Gdzieś kiedyś przeczytałam (może nawet u Ciebie), że większość trenerek i fit dziewczyn pokazuje się w bikini, robi treningi głównie na „plażowe ciało”, a tymczasem większość kobiet, szczególnie w Polsce nie chodzi na co dzień w bikini, nie leży na plaży, to tylko w wakacje. Więc nie ma sensu poddawać się temu i ćwiczyć tylko dla osiągnięcia tego wymarzonego beach body, skoro pokażemy je tylko przez chwilę, a męczymy się cały rok. To średnie podejście, bo po wakacjach łatwo wrócić do dawnego nicnierobienia – przecież efekt już się osiągnęło. Tak mi to cały czas dzwoni w głowie i wraca 🙂 A przecież można ćwiczyć dla przyjemności, dla uczucia lekkości po, przypływu endorfin, odstresowania – bez mierzenia wyników, ścigania się z kimś i samym sobą, chwalenia na lewo i prawo wszystkim. Wygląd motywuje, wiadomo, ale przychodzi sam, jakby obok tych wszystkich profitów, jakie mamy ze sportu 🙂

  • Zaczynam się zastanawiać czy jestem normalna. …ja chodzę poćwiczyć ….dla lepszego samopoczucia.Ćwiczą ze mną osoby szczupłe, puszyste i naprawdę niezależnie od tego jaki wycisk dostajemy opuszczamy salę z „bananem na twarzy”.

    • Mi się nawet wydaje, że im większy wycisk, tym większy potem jest ten „banan” 😀 przynajmniej w moim przypadku tak jest 🙂

  • Potrzebowałam takiego wpisu… Ostatnio czuję, że zagalopowałam się w walce o każdy cm w tyłku i gdy miarka pokazuje tę samą ilość cm, to jest mi źle. Zatraciłam gdzieś tę radość z treningów, jaką miałam kiedyś. Czas się ogarnąć, przestawić myślenie na właściwe tory i czekać na te dodatkowe mięśnie, ale jako pozytywny skutek uboczny ćwiczeń, a nie jako ich definicję 🙂 !

  • Piękne słowa. Ja chcę osiągnąć idealną sylwetkę, ale dla mnie, tylko dla mnie. I nie oceniam nikogo przez jej pryzmat, tylko do tego mojego ideału dążę bardzo małymi krokami. Mam tyle potknięć na co dzień, że powinnam teoretycznie być słaba. Ale przecież nie ma ludzi idealnych, prawda? A ja swoją siłę określam ilością potknięć i podnoszenia się za każdym razem. Każdy ma jakieś załamania, tylko się o nich nie pisze. Zainspirowałaś mnie do napisania wpisu o tym 😀 Bo ciągle widać te instagramy, fit sylwetki i idealne ciała po ćwiczeniach (często robione przed treningiem, bo po to wiadomo, jak wyglądamy ;p) – a przecież ci, którzy mają instagrama sami wiedzą, ile selfie czasem sobie strzelamy, żeby wyszło to najlepsze, idealne. Pod tym względem nie różnimy się w ogóle od gwiazd i fitness-girls 🙂

  • Proszę o jak największą liczbę takich wpisów 🙂 Ja wyleczyłam się z bycia „fit-maniaczką”, ale to naprawdę dłuuuuga droga jeśli ktoś już się „zafiksuje”. Umiar należy zachować we wszystkim!

  • Dokładnie mam taką samą opinię!
    Staram się ćwiczyć 2-3 razy w tygodniu, przygotowuję pudełka do pracy (bo naprawdę to uwielbiam) i każdy mi zwraca uwagę jak zjem coś „niezdrowego” – no przecież ćwiczysz, jesz z pudełek to na pewno jesteś na diecie… Otóż nie!

    Kolorowe smaczne posiłki bardziej mi smakują a zumba (tak, tak chodzę na nią) sprawia mi radość i tyle 🙂

    Ludzie nie rozumieją, że można się ruszać albo jeść z pudełek dla przyjemności a nie dla wagowych rezulatatów, a szkoda.

    Nastały smutne czasy – ruszanie kojarzy się tylko z dietą albo z jakimś byciem fit, a nie z czymś mega naturalnym co powinien każdy robić…

    Marta, świetny blog, oby tak dalej 🙂
    Dorota

    • Dokładnie robię tak samo, czasem dziwią się w pracy kiedy z pudełek kluchy wyjmę;-). Grunt to zdrowy rozsądek, no ale ja mam już 48 lat doświadczeń…

  • Jest dokładnie tak jak piszesz. Ja, głupia, dopiero wychodzę z tego całego bagna rozpaczania, że zjadłam tego cholernego batona. Wiesz dlaczego? Bo byłam kiedyś gruba. Z zazdrością patrzyłam na koleżanki szczuplejsze, ładniejsze, z większym powodzeniem u chłopaków. Wszyscy w rodzinie wmawiali mi duże kości (od zajęć w-f nigdy nie uciekałam!), a potem się okazało, że jestem chora (hormony, ale nie tarczyca). Po kuracji kg zaczęły spadać jak za dotknięciem czarodziejskiej różdżki, byłam szczęśliwa, że studia rozpocznę z nową sylwetką blablabla. I tak było, ale to ciągle nie było wystarczająco. Nie wpędziłam się w żadną anoreksję/bulimię, ale początki ortoreksji to były jak nic. Towarzyszyła mi taka frustracja i stres, że każde odbiegnięcie od diety kończyło się wyrzutami sumienia. I po co? Po to, żeby zaimponować jakiemuś kolesiowi? Żeby zrobić wrażenie na osobach, które mają mnie kompletnie w dupie na co dzień? Dopiero od kilku miesięcy, kiedy dotarło do mnie, jak chore to jest, jak źle to wpływa na moją psychikę, odpuściłam. Sport przestał być narzędziem, a stał się codziennością, którą pokochałam. Pokochałam, bo cały czas buduje siłę charakteru, pewność siebie. Piękne ciało przeminie, ale to cechy naszego charakteru – nie. Spędzamy za mało czasu ciesząc się życiem, a za dużo stawiając sobie nierealne cele. I po co to wszystko? Zmiana powinna zacząć się w głowie i doprowadzić przede wszystkim do akceptacji samego siebie.

      • Hiperprolaktynemia. Ginekolog (jeden z objawów – brak miesiączki, nie miałam jej pół roku) po usg skierowała mnie do endokrynolog, a ta wysłała mnie na badanie krwi (właśnie na poziom prolaktyny). Do tego badania przepisała mi Metoklopramid. Krew pobiera się 3 razy: z tego co pamiętam, to jedną przed wzięciem tabletki, drugą zaraz po zażyciu i trzecią próbkę po mniej więcej godzinie. Z wynikami poszłam znów do endo. Przepisała mi Bromergon, który brałam przez 3 miesiące. Po kuracji wszystko wróciło do normy :).

        • Dziękuję Ci bardzo. U mnie miesiączka jak w zegarku – co do dnia i godziny. Kortyzol w normie, insulina/krzywa cukrowa też, nie pamiętam czy prolaktynę robiłam…może mimo wszystko warto ??

          • Zawsze warto, to chodzi o zdrowie. Hiperprolaktynemia to nie tylko tycie, ale szereg innych, bardziej poważnych dolegliwości i schorzeń, w tym nawet niepłodności. Jeśli masz więc podejrzenia, to koniecznie porozmawiaj z lekarzem :).

  • Właśnie niedawno widziałam gdzieś świetny motywacyjny cytat: „Do it for the after selfie”. Nie wiem, czy słyszałam kiedyś o gorszym…

  • Dawno nie czytałam tak wspaniałego, mądrego artykułu! Brawo Marta ! Bo dzisiejszy świat totalnie oszalał..

  • Mądra Kobieta z Ciebie. Jakby to mój facet powiedzial-„normalna”,a to spory komplement;-).
    Pozdrawiam i czytam dalej!

  • Bardzo mądrze napisane. U mniew pracy dziewczyny liczą kalorie, mają ochotę zjeść kawałek czekolady ale przecież to zbrodnia, będą przez to grube. Ja chodzę na zajecia grupowe o sprawia mi to wielką frajdę. Każdy jest inny i najważniejsze by robić coś z chęcią a nie z musu.

  • Marta, jesteś moją motywacją, właśnie dziś, potrzebowałam takiego tekstu, takiego mądrego tekstu. Jesteś bardzo prawdziwa i taka normalna ! Wesołych, rodzinnych świąt, dzięki że jesteś !

  • Kocham Cię. Post nieco wiekowy, ale szczęśliwie, przypadkiem właśnie na niego trafiłam. Od dwóch tygodni leczę się z zapalenia zatok, dalej słabo oddycham i męczę się zmywając naczynia, a i tak największy problem mam z wyrzutami sumienia z powodu niechodzenia na treningi. Paranoja. Dzięki Twoim słowom postaram się mniej przejmować i jak tylko odzyskam siły wrócę do pracy pełną parą. Tylko dla siebie. Dziękuję.

  • Bardzo mądry tekst! 🙂 Ja polubiłam sport w momencie, kiedy zobaczyłam, że mogę się nim po prostu bawić. Ćwiczenie dla własnego dobrego samopoczucia jest według mnie najlepsze 🙂

  • I za to Cię właśnie lubię Marta! Masz najlepsze podejście do sportu. Mnie sama szczerze wkurza zzawalony wlasnie takimi zdjeciami bo czlowiekowi, ktory sie ich na ogląda ciężko później znaleźć tę granicę idealnej sylwetki i wymagań w stosunku swojego ciala. Cos co nam sie moze podobac w sobie zostaje poddane wątpliwości czy to „napewno jest fit,cxy to dalej atrakcyjność czy może mięśni za mało „:)
    Osobiście lubie sport i kiedy zaczelam cwiczyc kilka lat temu bylam jeszcze dzieckiem, ktore juz marzylo o idealnej sylwetce dojrzalej kobiety. I przez lata do tego dazylam raz mi się podobal moj wyglad raz nie. I dopiero teraz po woli od takiego trybu postrzegania siebie. A tu nagle te wszystkie zdjęcia.
    Ale prawda jest jedna to co powinno nas motywowac to nie tak jak mowisz, to kto ma wiekszy tylek i lepiej zarysowane mięśnie brzucha,ale to jak sie czujemy, czy wchodzimy po schodach bez zadyszki,czy przyniesienie zakupow do domu nie sprawia wiekszych problemow. Oraz to ze wszystko co robimy dzis byc moze sprawia ze bedzie nam sie zylo lepiej, nie ze starzejemy sie tak szybko i zachowamy sprawność tak dlugo jak jest to tylko mozliwe.♡♡♡♡

  • Jesteś GENIALNA!
    Tak, chodzę na zumbę!
    Nie, nie biegam, bo nie mogę – kontuzja, stopa boli tylko przy bieganiu…
    I czuję się z tym dobrze. Staram się jeść to co lubię, w rozsądnych ilościach. Nie opychać się słodyczami i frytkami, ale wszystko z głową.
    I jest mi super!
    Naprawdę, jeśli BMI mam w normie (21) nie mam zamiaru się katować! Nie chcę doprowadzić do sytuacji, że tk.tłuszczowej będę mieć poniżej normy, bo to NIE JEST ZDROWE przecież!
    Niestety, mam wrażenie, że ostatnio modne jest posiadanie wskaźników (BMI, tk.tłuszczowa) PONIŻEJ normy!

Leave a Reply

back to top