OpinieZdrowy lifestyle

Dlaczego przestałam śledzić połowę fit świata (i Tobie też to polecam)

Wchodzisz na swoje profile społecznościowe z samego rana, a oni już tam są. Wiecznie naprężeni, umięśnieni, a czasami nawet naoliwieni. Panie w skąpym bikini, panowie z gołą klatą z tekstami: 100 % albo nic. Zawsze dbający o to co jedzą, głoszący nieprawdziwe teorie i utrzymujący, że jeśli ktoś nie jest taki, jak oni, to prawdopodobnie nie ma wystarczającej ilości silnej woli.
To może ja nie mam. I dlatego się z tego całego klubu adoracji własnego ciała dawno wypisałam.

Jestem świadoma, że być może tym wpisem sama strzelę sobie w kolano, ale jeśli ma to poprawić samopoczucie chociaż jednej osoby – to w porządku, przeboleję te straty.

GDZIE SIĘ OBRÓCĘ, TAM KTOŚ FIT

Razem z całą rewolucją na bycie fit, zdrowy tryb życia i aktywność fizyczną, profile „motywatorów” wyrosły jak grzyby na deszczu: licznie i bez żadnego opamiętania. Już w 2014 roku, kiedy zakładałam bloga Codziennie Fit, było ich mnóstwo – w tym też przecież i ja, bo chociaż nie wiem, jakbym się zapierała, to z własnego gniazda wyjść nie mogę, nawet, jeśli się w wielu rzeczach z resztą „fit rodzinki” nie zgadzam.

Fot. Fotografia dla biznesu Agata Matulka

I w ich ilości nie ma nic złego. Wręcz przeciwnie: popularność fit profili pokazuje, że temat zdrowego trybu życia jest ważny, interesujący, modny, a co za tym idzie – trafia do coraz większej rzeszy osób. I to jest naprawdę dobra rzecz!

Gorzej, że samo bycie fitspiracją poszło w trochę złą stronę.

DLACZEGO PRZESTAŁAM ŚLEDZIĆ SPORĄ ILOŚĆ FIT PROFILI

Bardzo chciałam trzymać rękę na pulsie i wiedzieć, co w trawie piszczy, więc jeszcze jakiś czas temu śledziłam ogromną liczbę fitnessowych kont – bo trzeba, bo wypada, bo z grzeczności, bo muszę być na bieżąco, bo inspirujące. Z dnia na dzień czułam się jednak coraz bardziej sfrustrowana i w pewnym momencie już śledzenie kogokolwiek „sportowego” przestało mi sprawiać większą przyjemność. Dlaczego? Z kilku powodów:

#1 ideały

Ideały, ideały, ideały – na każdym kroku!
Bardzo często w tych profilach nie ma miejsca na gorszy dzień, przyznanie się do słabości, braku motywacji czy po prostu… do bycia człowiekiem. Podczas gdy ciało człowieka, a przede wszystkim kobiety w ciągu miesiąca potrafi wizualnie zmienić się dość znacznie z powodu naszego cyklu (i jest to jak najbardziej w porządku) – tego nigdy nie widać na tych profilach.

Tam zawsze wszystko wygląda wspaniale, motywacja jest w każdej sekundzie, „czysta micha” czyli samo zdrowe jedzenie bez żadnych zachcianek czy po prostu bycia ludzkim. To dla mnie bardzo frustrujące… więc nawet nie wyobrażam sobie, jak dołujące musi być to dla kogoś, kto nie jest trenerem, skoro ja ze swoją świadomością fizjologii i realiów też się daję na to złapać.

#2 brak wiedzy

To niestety kwestia, która bardzo mi przeszkadza w branży fitness. Wiele osób, nawet bardzo popularnych, nie ma odpowiedniej wiedzy ani kwalifikacji do tego, żeby udzielać innym rad… a i tak to robią, często powielając szkodliwe mity i promując w ten sposób niezdrowe wzorce.

fot. Fotografia dla biznesu Agata Matulka

Biorąc pod uwagę, że mają autentyczny wpływ na innych ludzi… bardzo mnie to denerwowało. Zamiast wykorzystać swój zasięg i uczyć ludzi wartościowych rzeczy, które mogą pomóc w prowadzeniu zdrowego trybu życia, bardzo często sieją panikę rozpowszechniając nowe teorie czy promując tylko konkretny styl treningu czy żywienia, bo przecież ich jest najlepszy.

Nie mówiąc już o tym, że czasami żal patrzeć – piękna buzia, piękne wypracowane ciało (tego nie umniejszam!), ale w głowie wiedzy za grosz.

#3 popularność tyłka

Seksualizacja branży fitness to niestety już nie pojedyncze przypadki, a fakt. Trenerki mają być seksbombami, trenerzy „ciachami” i najlepiej, gdyby codziennie wrzucali „motywujące foty” w strojach kąpielowych. O ile nie widzę nic złego w publikowaniu takich zdjęć – każdy może przecież robić to, co uważa za słuszne – o tyle już powszechne sprowadzanie trenera do roli atrakcyjnej laleczki, która „motywuje” bardzo mnie drażni.

Mimo wszystko uważam, że najważniejszym narzędziem trenera powinna być wiedza, a nie wygląd… i naprawdę męczy mnie to, że często przeglądając te profile jestem w stanie pamiętać, ile pieprzyków ma ktoś na pupie, ale nie wiem, co myśli na dany temat. O ile w ogóle ma jakieś zdanie – bo bardzo często nie ma.

Z seksualizacją trenerów jest jeszcze jeden problem, który mnie bardzo boli – przekaz, jaki to daje innym ludziom. Zamiast uczyć, że jednak ta zmiana na zdrowy styl życia to nie tylko płaski brzuch, ale też lepsze zdrowie, dłuższe życie, dobre samopoczucie… to uczymy, że należy trzymać dietę, wyglądać pięknie, mieć mały procent tkanki tłuszczowej i to jest w tym wszystkim najważniejsze. A przecież to bzdura! Nic nam nie dadzą żyłki i krata na brzuchu, jeśli osiągniemy to kosztem zdrowia/za pół roku wrócimy do starych nawyków.

TO NIE JEST WPIS DZIELĄCY NA „MY” I „ONI”

Nie będę ukrywać, że mimo tego, że staram się być bardzo powściągliwa, jeśli chodzi o wypowiadanie się na temat branży fitness – bo nie uważam, żeby robienie do własnego gniazda było czymś właściwym – to jednak sporo rzeczy mnie w niej wkurza i wie chyba najlepiej o tym mój chłopak, który się przez te wiele lat sporo już nasłuchał. 🙂

Nie jest jednak moją intencją dzielenie świata fitnessu czy postaci w nim funkcjonujących na „lepsze” i „gorsze” – na każdego jest miejsce. Poza tym, nie generalizujmy – znam zawodniczki bikini fitness, które mają dużą wiedzę i w naprawdę mądry sposób podchodzą do swojego sportu, jak i znam trenerów kreujących się na poważnych specjalistów, którzy łykają jak pelikany każdą nowinkę, nawet jej wcześniej nie weryfikując.

Chciałabym jednak zwrócić Waszą uwagę – sprawdzajcie, kogo obserwujecie. Motywowanie kogoś nie polega na tym, że wpędza się go w wyrzuty sumienia. Że uczy się ludzi, że jakieś jedzenie jest złe, a sięganie po coś „nie fit” jest oznaką słabości. Będę to powtarzać zawsze – zdrowy tryb życia tylko wtedy działa, jeśli rzeczywiście jest wykonalny, a nie będzie kolejnym okresem, gdzie na chwilę będziemy „cisnąć” i „zaciskać pasa”.

JA WYSIADAM Z TEGO POCIĄGU

Przez te wszystkie rzeczy, o których piszę wyżej – śledzenie tego typu fit profili bardzo mnie frustrowało i wprawiało w zły humor. Bywały dni, że czułam dziwną presję, że muszę też jakoś temu wszystkiemu dorównać – i było mi źle, bo wydawało mi się, że to się nigdy nie stanie. Czasami czułam frustrację i złość, gdy widziałam bzdury pisane przez samozwańczych „ekspertów”, a potem w komentarzach czytałam, że ludzie rzeczywiście się ich słuchają i chcą to stosować.

Fot. Fotografia dla biznesu Agata Matulka

Aż w końcu stwierdziłam, że to nie ma sensu. I że trzeba po prostu wysiąść. W jeden wieczór odobserwowałam wszystkie profile, które w jakiś sposób negatywnie na mnie wpływały i zostawiłam tylko takie, które mają podobne podejście do zdrowia i aktywności co ja – że ma być to system na całe życie, bez niepotrzebnej spiny i dopisywania do tego ideologii typu „100 procent albo nic”. Teraz rzeczywiście jeśli kogoś obserwuję, to albo jest to osoba, którą znam i lubię, albo ma na mnie dobry wpływ.

I Tobie też to polecam. Dla świętego spokoju.

About author

Articles

Jestem trenerką, absolwentką AWF we Wrocławiu i byłym sportowcem. Założyłam tego bloga, by udowodnić, że fit może być każdy - niezależnie od wieku i grubości portfela.