Jestem w Łodzi. Jutro zaczynają się tutaj Akademickie Mistrzostwa Polski i jeśli nagle moje życie nie zrobi fikołka (a może zrobić, bo już kilka razy zrobiło), to prawdopodobnie są to moje ostatnie zawody lekkoatletyczne. Zwłaszcza, jeśli zostanę studentką AWF-u, gdzie jest więcej trenujących osób i nie potrzebują do startu starych zawodników. 🙂
W związku z tym chciałam Wam pokazać, jak wyglądają zawody od środka. Jutro też opublikuję wpis (postaram się ze zdjęciami, ale mam tylko telefon, więc nie wiem jak wyjdzie) z opisem dnia i tego, jak to wygląda i z czym to się je. To znaczy, biegnie. Zawody trwają do soboty włącznie.
DZIEŃ 0
Najpierw, oczywiście, przyjeżdża się na miejsce zawodów. Ale zanim zjemy kolację i pójdziemy spać – w końcu przed startem ważna jest regeneracja – najpierw należy pojechać na stadion lub do miejsca, gdzie znajduje się biuro zawodów, by zweryfikować zawodników. Trener wysiada z autobusu i znika na 30 minut, potwierdzając udział osób, mówiąc, kto w jakiej dyscyplinie startuje i dowiadując się, jak wygląda program zawodów. Co to znaczy dla zawodników? Bezczynne czekanie, aż szef wróci. 🙂
Po przyjeździe do hotelu dostajemy numery – to one będą naszą „nazwą” na zawodach. Każdy zawodnik ma indywidualny numer, czasami zdarza się, że zawodnicy różnych płci mają ten sam numer, ale organizatorzy starają się tego unikać. Mój numer przypinam do topu z przodu i z tyłu. Na tych zawodach będę biegła z numerem 347.
Jeżeli nie ma fotofiniszu, czyli maszyny, która oprócz robienia czasu robi też zdjęcie na mecie, oprócz fotokomórki (maszyna do mierzenia czasu) na mecie stoją sędziowie – każdy ma jednego zawodnika i go pilnuje, a potem na kartce zapisuje, które zajął miejsce. Te wyniki porównuje się z wynikami fotokomórki i w przypadku sporów, kiedy zawodników dzielą milisekundy, można wtedy łatwo dojść do tego kto, jak i który był.
Każde zawody mają swój harmonogram i każda dyscyplina startuje o konkretnej godzinie. Ja mam jutro start na 100 metrów o godzinie 10.00 – to oznacza, że na starcie muszę być już 15 minut wcześniej, bo sędzia będzie sprawdzał obecność i przydzielał tory oraz miejsce w serii.
Wieczorem biegam sztafetę – 4×100 metrów. Jeszcze nie wiem, na której zmianie, dopiero będziemy to ustalać z dziewczynami 🙂 Sztafeta jest jednym z najbardziej emocjonujących biegów, bo wbrew pozorom, nie wystarczy dobiec, ale też dobrze podać pałeczkę, nie upuścić jej, nie przekroczyć strefy zmian… jest mnóstwo możliwości dyskwalifikacji.
Dostaliśmy też od organizatorów fajne koszulki – firmy Asics. Mam do nich sentyment, bo moje pierwsze kolce były tej firmy! 🙂 Może to jakiś znak? 🙂
Teraz mam czas na regenerację. Wezmę prysznic, napiję się jeszcze wody (odpowiednie nawodnienie!), posiedzę chwilę i idę spać, bo jutro muszę wcześnie wstać, żeby przynajmniej 2-3 h przed startem zjeść porządne śniadanie. Tym bardziej, że źle na mnie wpływa podróż autokarem – strasznie puchnę i średnio się czuję, mimo tego, że trwała tylko 3 godziny.
Trzymajcie za mnie kciuki. 🙂 Co prawda już nie trenuję, więc nie mogę liczyć na rekord życiowy ani medale, ale chciałabym zdobyć trochę punktów dla mojego Uniwersytetu. Tym bardziej, że to prawdopodobnie ostatni raz. 🙂