Jak często można jeść słodycze, fast-foody i pić alkohol?

Jak często można jeść słodycze, fast-foody i pić alkohol?

Post navigation

37 komentarzy

  • Dziękuję za ten post ! Zjadłam dzisiaj batonika i pączka, ale stałam nad półką ze słodyczami z 10 min, zastanawiając się czy wziąć czy nie.. aż musiałam głupio wyglądać 😀 Dzięki temu wpisowi nie będę mieć wyrzutów sumienia, jak od czasu do czasu zjem coś słodkiego 🙂
    A jeszcze mam jedno pytanie.. jak bardzo popcorn do mikrofali jest niezdrowy ? Miałaś okazję kiedyś się przyjrzeć ? Bo bardzo go lubię i jem go dosyć często.. ot tak pochrupać coś do filmu albo do poczytania..
    Pozdrawiam :))

    • Możesz też sama przygotować popcorn, na patelni – trochę oliwy, na to ziarna, *pop* *pop* pod pokrywką i gotowe 🙂 Na pewno mniej soli i innych badziewi 🙂

      • U mnie się zawsze robiło popcorn w garnku – ok. 0,5 cm oleju na dno (średnica garnka to ok. 30 cm i wysokość 40 cm) i do tego pół paczki kukurydzy. To była wersja na kilka osób ^^ Tylko na garnek trzeba uważać, bo popcorn na dnie może się łatwo przypalić i ciężko jest go odczyścić, więc lepiej używać takiego spisanego już na straty.
        Nic nie jest w stanie zastąpić mi radości związanej z przytrzymywaniem pokrywki żeby popcorn nie uciekł 😀

    • Właśnie czytałam dwie skrajne opinie na temat popcornu. Z jednej strony nie jest on taki kaloryczny jak inne przekąski i taki niezdrowy, z drugiej zaś słyszałam, że bardzo długo i kłopotliwie się trawi, męcząc nasz żołądek. Musiałabym więcej o tym poczytać, żeby Ci obszerniej odpowiedzieć na to pytanie 🙂

      • No ja właśnie też czytałam i słyszałam różne opinie… A uwielbiam popcorn, zdecydowanie bardziej niż resztę przekąsek, więc bardzo bym chciała, żeby się okazał całkiem ok 😛

  • Z każdym kolejnym wpisem na Twoim blogu stwierdzam, że jesteś świetna! Taka normalna! Nie popadasz w paranoje, ortoreksję itd. tylko świadomie kroczysz swoją 'fitdrogą’. Ja mam czasem jakieś grzeszne dni ale ostatnio nawet się trzymam 🙂

    • Dziękuję! Bardzo się z tego cieszę. Chcę być zdrowa i sprawna, ale nie za cenę jedzenia tego, czego nie lubię, rygorystycznych zakazów i tego typu rzeczy. Wtedy taki tryb życia jest też po prostu łatwiejszy 🙂

  • Opis cheat day to dla mnie niezłe kombo, chyba bym nie była w stanie nawet tyle zjeść (może z powodu niechęci do chipsów).
    Ale dobrze jest sobie dać czasem rozgrzeszenie, żeby nie mieć wyrzutów sumienia podczas jakichś wyjątkowych imprez :). Kiedyś potrafiłam się tym strasznie przejmować, bez sensu.

    • Nie można się tym przejmować, wszystko jest dla ludzi, a od jednej czy dwóch rzeczy, nawet co drugi, trzeci dzień (jedzonej z umiarem) świat się nie zawali. 🙂 Dobrze, że już się tym tak nie przejmujesz 🙂

  • A ja się cały czas zastanawiam, jak to jest z pizzą- mówi się, że należy do fast foodów, ale przecież domowa pizza np. że szpinakiem, albo z warzywami i kurczakiem może być bogatym w wartości odżywcze posiłkiem i nie jestem w stanie wrzucić jej do jednego wora z hamburgerami i uciekającymi tłuszczem frytkami

  • Przy dobrze wyregulowanym poziomie insuliny we krwi wielki apetyt, w sensie niepohamowany, na słodycze wyłącza się praktycznie samoczynnie. Zawsze byłam wielką miłośniczką słodkiego, nie byłam w stanie się powstrzymać jeśli coś koło mnie leżało. Teraz ze słodkiego to gorzka czekolada, czasem codziennie, czasem raz na kilka dni. Inne rzeczy mogą dla mnie nie istnieć, zamulają mnie. Czasem jadam lody, ale rzadko. Kebabów i innych podobnych nie jadam wcale (dieta bezglutenowa) i nie brakuje mi tego ani trochę. Moje cheat meal’e to alkohol raz w tygodniu, czasem (ale bardzo rzadko) chipsy, kanapka z serem i majonezem, bardzo rzadko jakiś baton… Dziwna jestem generalnie 🙂

    • Ja właśnie za orzechami nie przepadam. Co do słodyczy, nie potrafię już jeść batonów i tego typu rzeczy – są dla mnie za ciężkie, za duże, za słodkie. Potrafię sobie odmówić słodyczy, jeśli coś leży, ale i trak najczęściej zdarza mi się je jeść, kiedy… siedzę sama w domu i nie robię nic zajmującego. To raczej nawyk, niż prawdziwa ochota na słodkie. 🙂

  • ja raczej zdrowo się odżywiam, ale jeżeli mam ochotę lub akurat jest okazja nie odmawiam sobie. oczywiście nie napycham się do oporu, bo to już nie tyle łakomstwo co moim zdaniem oznaka chorobowa. nie planuję cheat mealów i cheat dayów, bo nie każdą okazję jestem w stanie przewidzieć i nie mam pojęcia kiedy akurat będę miała ochotę.

  • Super, że dzielisz się swoimi słabościami. Jesteśmy tylko ludźmi a obok zdrowej sylwetki ważne jest zdrowie i komfort psychiczny, o czym piszesz. U mnie nie sprawdza się jedzenie słodyczy codziennie, nawet w małej ilości. Mam wtedy wyrzuty sumienia. Fast foody jem sporadycznie. Raz na miesiąc lub rzadziej. Nie praktykuję cheat day, jedynie cheat meal, ale nie wyznaczam konkretnej częstotliwości. Jem kiedy mam ochotę. Jednak staram się żeby nie było to kilka razy w tygodniu. Taki układ sprawia, że czuję się komfortowo bo ani nie mam wyrzutów sumienia, a też korzystam. 🙂 Wyjątek stanowi dzień przed zawodami lub dzień zawodów… 🙂

  • Im dłużej jem zdrowo, rezygnując z fast foodów i słodyczy, tym trudniej jest mi pozwolić sobie na małe grzeszki. Tak, tak – trudniej się skusić, a nie trudniej powstrzymać. M namawia mnie na pizzę, a ja zamiast zgodzić się z czystym sumieniem, odmawiam, bo „przez tydzień jadłam kurę z ryżem, to jeszcze wytrzymam i nadal będę jeść tylko kurę z ryżem”. A w głowie huczy ta zachcianka, że pizza, że czekolada, że on chrupie czipsy przy serialu, a ja topię się w produkowanym przez ślinianki morzu śliny, ale nie, nie, NIE zjem ani jednego czipsa.
    Ludzie, róbcie sobie cheat day czy cheat meal, bo Wasz organizm oszaleje od jedzenia wyłącznie zdrowych rzeczy. Jeszcze nabawicie się ortoreksji! 😛

  • Moim zdaniem pojęcie 'cheat meal’ jest obecnie nadużywane do określania zachcianek raz na jakiś czas. Dotyczy przecież głównie kulturystów, którzy są na redukcji przed zawodami, i moim zdaniem niech tak zostanie:) Ale to moja opinia, jakaś wyczulona jestem może;)

  • Ja mam o tyle dobrze, że nieszczególnie ciągnie mnie do słodyczy, więc wystarczy, że raz w tygodniu pozwolę sobie na drobną zachciankę, taką jak na przykład pełnoziarniste ciastka bądź lody i mam o wiele większy komfort psychiczny. Generalnie nie jem fast foodów, gdyż nigdy za nimi nie przepadałam; jeśli jednak już trafi się okazja, zwykle podczas wyjścia ze znajomymi lub w podróży, lubię sobie na nie pozwolić. Najważniejsze to nie popadać ze skrajności w skrajność; kiedyś znacznie łatwiej było mi nie jeść „niedozwolonych” rzeczy, niż skubnąć ich tylko troszkę. Teraz jednak staram się trzymać zasady złotego środka i muszę przyznać, że żyje mi się z nią o wiele lepiej 🙂

    • Ja też miałam moment, w którym niejedzenie niezdrowych rzeczy było dla mnie łatwiejsze, niż jedzenie małych ilości. Teraz potrafię zjeść tyle, ile trzeba i nie przegiąć.

  • Żałuję, że nie trafiłam do Ciebie wcześniej. Ile razy rzucałam dietę, bo sięgnęłam po coś „niedozwolonego” albo ile razy rezygnowałam z ćwiczeń, bo odpuściłam już sobie jeden trening!

  • Marta, a co powiesz o takiej hybrydzie jak cheat dinner? Od jakiegoś czasu to stosuję i w sumie nie wiem, czy dobrze na tym wychodzę, czy nie. To znaczy, raz w tygodniu planujemy obiad, który jest niezdrowy (prowadzę jadłospis na cały tydzień i staram się bilansować potrawy). Niezdrowy = najczęściej tłusty, czyli jakieś frytki, nuggetsy, ostatecznie idziemy na kebaba lub do Gruzina 😉 Resztę posiłków jemy zdrową i zbilansowaną, słodycze w wersji zdecydowanie okrojonej. Chyba nie powinno to wpłynąć jakoś mocno na zdrowie i wagę? Dodam, że chcę zacząć redukcję, i zastanawiam się, czy to przypadkiem nie będzie decydowało o tym, że waga stanie w miejscu.
    Dzięki za odpowiedź 🙂

  • Bardzo fajny post:) Własnie trafiłam na Twojego bloga i sobie tak przeglądam… brakowało mi na wielu blogach o zdrowym stylu życia właśnie takiego typu rozsądnego podejścia, jakie prezentujesz. Ja akurat mam z natury całkiem przyzwoity metabolizm, dlatego wszelkie diety, gdzie słodycze czy fast foody były kompletnie zabronione powodowały, że z czasem tak czy siak zjadłam pizzę (ja akurat strasznie ją lubię), a potem czułam, że złamałam jakąś ważną zasadę. Fajnie, że przypomniałaś mi, że raz na czas jest ok:)

  • A cheat week? 😉 Podejrzewam, że chudnę przez to wolniej, ale… spadło mi już dziesięć kilogramów…
    W weekendy pozwalam sobie na więcej, ale bez obżarstwa – nie jem chipsów, późno w nocy (przy filmie) sałatki albo białko, czasami zdarzy się fast food (raz na miesiąc, najczęściej pizza, bo to chyba najzdrowsza opcja). Zamiast piwa wino. Obiady domowe więc pewnie średnio zdrowe… To ma duży wpływ na moje zdrowie?
    Przy okazji (jak na osobę, która nienawidziła aktywności fizycznej) dużo ćwiczę a i w weekend – gdy nie mam możliwości – staram się chociaż rozciągnąć.

    • Co ma do rzeczy „nie jem wieczorami” Organizm jest tak zbudowany, że masz jest te ok 2000kalorii zaleznei od wagi/wzrostu, nie wazne , kiedy byle w podobnych odstepach czasu, moze byc i w nocy. nie ma bajek ze jesz w nocy czy w dzien… bujdy dla dzieci albo reklam i srodkow z aptek dla debili..

  • O! Dzięki za tego posta. Ja właśnie jestem na etapie szukania odpowiedzi na moje pytanie – czy zjedzenie jakiegoś syfu raz na jakiś czas albo zastąpienia posiłku w diecie poprzez sushi (uwielbiam suuuushiii) = zawalenie całej diety? Bo wiele ludzi, dietetyków uważa, że tak. Ja natomiast dostaję szału, jak mi się chcę, a nie mogę, bo chciałabym wreszcie schudnąć (a nie mogę, mimo drugiej dietetyczki i drugiej diety od niej, teraz eksperymentujemy z wykluczaniem glutenu, na który nie jestem uczulona – w sensie nie konam, nie boli mnie brzuch; jedyne to, co obserwowałam, to wzdęcia po różnych produktach). No bo nawet jeśli lecą mi obwody (na ostatniej wizycie kontrolnej tak mówił centymetr), to przecież kiedyś waga też musi się ruszyć (a może nie musi? Tak, ćwiczę, 3 razy w tyg obecnie, trening obwodowy z niewielkim obciążeniem bo testuje ile wytrzyma kolano po rehabilitacji – pocę się i trzęsę jak galareta). No i szlag mnie trafia na myśl, że odstępstwo od rozpiski oznacza klęskę totalną i że 'to na pewno od tych dwóch kawałków pizzy w ciągu miesiąca nie mogę schudnąć’ (to apropos tego tycia w jeden dzień – kiedyś 2-3 miesiące treningów i pilnowania talerza zaprzepaściłam w 2,5 tyg zajadając stres…).

    Więc mogę to sushi czasem, zamiast jakiegoś posiłku w diecie, czy nie mogę?

    • Moim zdaniem – tak! Ja też raz na jakiś czas jem sushi, czy jem coś niezdrowego. Jeden dzień nie nma wpływu, jeśli podczas reszty trzymamy się zdrowej diety 🙂

  • Lubię cię czytać, ponieważ czuję się podbudowana. Okazało się, że idealnie stosuje się do twojej taktyki ze słodyczami, mam ten problem, że na wiosnę, lato nie potrzebuje słodycze, wystarczają mi świeże owoce, ale jesień matko! potrzebuję czekolady i nie znając tej taktyki z cheat meals właśnie ją stawałam! Pozwalam sobie od początku tej lipnej aury na czekoladę mleczna z truskawkami, lub gorzką z malinami z wedla(jakoś bardzo mi przypadły obie wersje do gustu, może dlatego, że brakuje mi owoców a tu je czuję) jem ja na pół z mężem co jeden dwa dni i wychodzi to właśnie 250 kcal na osobę..ale czułam się winna nawet przestałam się ważyć bo boję się co zobaczę..teraz widzę, że instynktownie mądrze postępuje. 🙂 Dzięki za rady są bardzo dobre 🙂

  • Ja się przyznam, że od jakiegoś czas odnalazłam własny złoty środek na ten dzień. Nazywam go RESET DAY, a nie cheat day, bo bardziej czuję, że całkowicie resetuję mój „zdrowy licznik” i dobrze się bawię. W zależności od okoliczności robię go co 30 do 50 dni i wtedy jem do 5tys kalorii. Po dwóch dniach normalnego jedzenia wszystko wraca do normy. 😀 Brzmi to śmiesznie, ale ja lubię sobie czasem tak pojeść, że czuję, się lekko przyciężko. Takie życie :D. A jeśli mam przed sobą święta (czyt. dwa dni bez liczenia makro całkowicie- bo kto liczy w święta?! :D) to ok 40-60 dni czekam z takimi dniami. Zresztą oprócz tego mam jeszcze słodką niedzielę, czyli co niedzielę lub co drugą niedzielę jem sobie „ponadprogramowy” deser czyli kawałek ciasta, batonik, nawet czasem całą czekoladę. 🙂 Wolę wersję co drugi tydzień- wtedy jem domowy obiad, a inne niedziele wszystko się w makro wlicza i też się takie cuś mieści. :P. Batoniki musli/dobra kaloria/nature bar/lody po prostu wliczam jeśli mam na nie ochotę – powiedzmy że nie do końca liczę je jako słodycze. XD

  • Codziennie staram się jesc max 1800kcal, jeśli dzisiaj jedząc słodkie rzeczy dobiłam do tego limitu i nie zjem nic więcej to czy przytyje?

  • Jejku, ja jestem na diecie niespełna 5 dni, a już schudłam ponad 2 kg, nie cwiczyłam narazie tylko jeden dzien, czy moja utrata wagi jest zbyt szybka?

Leave a Reply

back to top