Zatrzymaj się na chwilę i zapytaj sam siebie: czy to nie jest już męczące? Czy nie masz dosyć? Czy nie jest czasami tak, że z każdym: od jutra, od poniedziałku, po majówce, po wakacjach, po świętach, po urodzinach… jest coraz gorzej?
Jeśli tak, to mam proste pytanie: dlaczego ciągle to sobie robisz?
My, ludzie, mamy w sobie coś takiego, że czasami zdajemy sobie sprawę, że robimy głupio albo postępujemy nielogicznie… a potem robimy to dalej, bo łudzimy się, że tym razem będzie inaczej. Tak jest w niektórych związkach, z karierami, a także… z dietą i treningami.
Niby wiemy i to od dawna, że: rozsądek jest najważniejszy, że wystarczy po prostu podejść do wszystkiego ze spokojem i się nie ograniczać, że regularność jest ważniejsza niż to, czy trening będzie trwał godzinę, że możemy sobie pozwolić, tylko wystarczy przy tym używać mózgu i nie przesadzać… a potem i tak wychodzi jak wychodzi.
Czyli trzeba zacząć wszystko od jutra.
ZACZYNA SIĘ TAK SAMO…
Niezależnie od tego, ile razy przeczytasz tego typu teksty, nieważne, czy jesteś trenerem, dietetykiem czy tylko człowiekiem pragnącym ładniejszej sylwetki czy lepszego samopoczucia i zdrowia – będą cię kusić szybkie drogi. Bo szybkie drogi są: szybkie (jak sama nazwa wskazuje), łatwiejsze i przede wszystkim nie wymagają od ciebie, żebyś był czujny cały czas.
A racjonalny tryb życia niestety tego wymaga. Chociaż minimalnie.
W związku z tym nie ma nic dziwnego, że kiedy trochę popuszczasz pasa albo poniesie cię bajlando związane z jedzeniem, majówkową przerwą od treningów, wakacyjnymi przysmakami czy drinkami, to dużo łatwiej sobie obiecać, że od jutra działasz na 100 procent, niż zachowywać się racjonalnie i po prostu wrócić do swojego fit życia w stopniu umiarkowanym.
Bo skoro się poszalało, to przecież musi być kara, prawda? A karą będzie pilnowanie siebie, zero słodyczy, zero przekąsek, codzienne treningi i inne bajki, które sobie obiecujesz za każdym razem i w każdy poniedziałek.
I tutaj pojawia się problem – nie chcę nikogo rozczarowywać, ale na sto procent to się nigdy nie udaje.
… A POTEM JEST PŁACZ
Na sto procent to można biec na sto metrów. Uciekać przed goniącym psem albo odwrotnie – gonić uciekający autobus. Na sto procent można kochać.
Ale na sto procent nie da się żyć fit, bo niestety życie ma to do siebie, że jest nieprzewidywalne.
Przykład: szalejesz całe wakacje czy cały weekend i obiecujesz sobie, że od poniedziałku to już tylko zdrowe jedzenie i ćwiczenia. Nadchodzi poniedziałek i okazuje się, że nie dasz rady pójść na trening, bo musisz zostać dłużej w pracy. I jakby tego było mało, zapomniałeś swojego pudełka ze zdrowym obiadem, więc wsuwasz coś na szybko.
Jeśli podchodzisz do wszystkiego „na sto procent”, to w tym momencie masz myśli: skoro mi się nie udało, to może zacznę od jutra już na dwieście procent, a dzisiaj jeszcze sobie odpuszczę?
Brzmi znajomo?
A może to brzmi znajomo: „w długi weekend się wyszaleję, a potem przycisnę„. Koniec końców na maksa lenisz się w weekend i jesz wszystko, nawet jeśli ci się nie chce, bo przecież od poniedziałku przyciśniesz, więc nie ma problemu. A w poniedziałek dzieje się życie… i klops. Plany się nie udały.
NIBY ŁATWIEJ, ALE TAK NAPRAWDĘ TO CHOLERNIE TRUDNE!
Czy nie łatwiej byłoby po prostu odpuścić sobie to „na sto procent” i przyjąć, że zdrowe życie ma margines błędu? Że zdarzają się: długie weekendy bez treningów i z dużą ilością jedzenia (i wcale nie trzeba ich odpracowywać w poniedziałek i przechodzić na restrykcyjną dietę), że zdarza się drink z koleżanką w tygodniu, brak ochoty na ćwiczenia mimo planu, którego chcemy się trzymać… że zdarza się życie! I to jest całkowicie okej!
Zobaczcie, gdzie byśmy byli, gdyby zamiast ciągle zaczynać od nowa i od poniedziałku, po prostu robili swoje – raz lepiej, raz gorzej. Nie robili tragedii z ciąży spożywczej po imieninach u babci (ktoś w końcu musiał przetestować te wszystkie ciasta), nie karali się się za podwójną porcję lodów w dzień bez treningu i zamiast odpuszczać w takich sytuacjach, wracali za każdym razem do nawyków. Bez zaczynania od nowa, bez restrykcyjnego planu, na luzie.
Brzmi łatwiej… ale to właśnie jest trudniejsze! Bo dużo prościej jest sobie odpuścić, a potem ograniczać, niż rozsądnie podejść do sprawy i wiedzieć, kiedy można sobie pozwolić, a kiedy lepiej byłoby zachować się odpowiedzialnie.
Jeśli właśnie jesteś po okresie, w którym odpuściłeś, poszalałeś, być może dałeś wygrać leniowi, wymówkom albo po prostu wszystko zaszło za daleko – nie obiecuj sobie, że od jutra. Zacznij robić coś dzisiaj… a jutro potraktuj jak zwykły dzień, a nie początek czegoś nowego. Zaufaj mi – dojdziesz w ten sposób o wiele dalej, tym bardziej, że jeśli ciągle zaczynamy coś od nowa, to każdy kolejny raz jest coraz trudniejszy.
A nie o to przecież chodzi, prawda? To co – NIE ZACZYNASZ jutro od nowa?