Wydaje nam się, że wszystko robimy dobrze.
Trening – jest. Zdrowe jedzenie – jest. Sen – może nie idealny, ale też jak najbardziej jest. Woda – obecna. Regularne badania – wiadomo. Jednym słowem: wydawać by się mogło, że dosłownie każdy aspekt tego całego bycia fit mamy w jednym paluszku.
Oprócz jednej, dość kluczowej rzeczy, która gdzieś nam umyka.
Teoretycznie coraz więcej osób jest fit. Trenują, jedzą sałatki, piją wodę, dbają o sen.
A mimo to, dalej jest bardzo duża liczba osób, która podobno jest aktywna – i nie widzi efektów. Ani zdrowotnych, ani sylwetkowych. Dlaczego?
Bo w całym tym staraniu się o bycie super fit, zapominamy o jednej, mega podstawowej rzeczy, bez której to nie ma prawa się udać.
NAJWIĘKSZY BŁĄD W BYCIU FIT – I TO WCALE NIE JEST COLA
Zapominamy o… ruchu.
Ale jak to? – zapytacie – przecież trenuję 5 razy w tygodniu!
I właśnie tu zaczyna się problem. Bo wcale nie chodzi o trening.
Jest sobie Ola. Ola trenuje sześć razy w tygodniu – całkiem sporo. Przez godzinę – czyli stosunkowo długo. Problem polega na tym, że zarówno przed i po treningu Ola siedzi na tyłku. I to jest właśnie gwóźdź do trumny.
Ten godzinny trening w ciągu dnia nie jest w stanie zrównoważyć pozostałych 23 godzin w bezruchu, nawet, gdybyśmy bardzo tego chcieli. To zaś oznacza, że mimo dużej motywacji do treningu, Ola może się spodziewać takich atrakcji, jak:
- wady postawy wynikające ze zbyt dużego czasu spędzonego na siedząco,
- zmniejszonego zapotrzebowania kalorycznego, które wynika z tego, że prawie ciągle Ola siedzi,
- problemów na treningu z zakresem ruchu, które spowodowane są zbyt długą pozycją siedzącą,
- braku efektów w odchudzaniu czy innym celu sylwetkowym, ponieważ Ola uważa się za osobę aktywną i znacznie zawyża wszystkie obliczenia.
A tylko początek długiej listy, która praktycznie się nie kończy. Tylko dlatego, że przed i po treningu – siedzisz.
AKTYWNOŚĆ – TO NIE TYLKO TRENING!
O negatywnych skutkach siedzenia pisałam wiele razy, więc nie będę się tu powtarzać. W dzisiejszym wpisie chodzi bardziej o brak ruchu i aktywności poza typowymi treningami, co jest jednym z największych możliwych błędów, jeśli chodzi o zdrowy tryb życia.
W swoim ciele mamy ponad 450 mięśni. 206 kości. Nasz układ ruchu i całe ciało przyzwyczajone jest do tego, żeby się przemieszczać, schylać, kucać, skakać, biegać, chodzić. A my pakujemy całą tą liczbę mięśni na krzesło i każemy się cieszyć, że mogą się poruszać przez 60 minut dziennie.
Powtarzam: taka ilość ćwiczeń nie jest w stanie zrekompensować nam naszego siedzącego trybu życia. Pojawia się więc pytanie: co robić? Więcej ćwiczyć? Dłużej trenować Częściej?
No… nie!
Nie chodzi wcale o to, żeby zwiększać częstotliwość treningów lub czas ich trwania. Chodzi tylko i wyłącznie o to, aby dostarczyć naszemu ciału ruchu, którego potrzebuje. Nie przez trening. Nie przez kolejne zajęcia fitness.
Zamiast tego można:
- chodzić pieszo do szkoły, na uczelnię, do pracy;
- chodzić pieszo na zakupy,
- spotykać się z ludźmi na spacerach, a nie tylko na kawie
- rozmawiać przez telefon chodząc,
- na wakacjach trochę więcej zwiedzać, zamiast tylko leżeć na plaży
- w ciągu dnia zapewnić sobie dodatkową aktywność o niskiej intensywności – spacer, pójście do urzędu piechotą, pojechanie gdzieś rowerem
- iść na imprezę, gdzie nie tylko się siedzi, ale też tańczy.
Po prostu: RUSZAĆ SIĘ WIĘCEJ!
ŁATWO POWIEDZIEĆ, TRUDNIEJ ZROBIĆ?
Pewnie. Przecież Ty nie masz czasu! Pracujesz, uczysz się, ogarniasz dom, dzieci, rodzinę. Nie masz czasu na jakieś dodatkowe spacerki, rowerki i inne bzdury. Nie mylę się?
Ale dlaczego zaraz uważasz, że to zmieni całe twoje życie?
W przypadku codziennego ruchu każda zmiana ma sens. A to oznacza, że ma sens zarówno 20-minutowy spacer do pracy, jak i wyjście z autobusu przystanek wcześniej. Że ma sens nordic walking z sąsiadką, jak i wybranie schodów, zamiast windy. Twoje małe decyzje mają ogromny efekt. A Twoja bierność – niestety, ale konsekwencje.
Dużo się mówi o złych ćwiczeniach, nieodpowiedniej diecie, niedobranym planie… ale to wszystko blednie w związku z tym, jaką krzywdę robi nam brak aktywności. I to nawet u osób, które coś tam ćwiczą i regularnie trenują!
Dlatego warto wziąć sprawy w swoje ręce. Zamiast czytać o kolejnej cudownej diecie, wprowadzać kolejną zasadę do swojego życia, zmuszać się do jedzenia czegoś, co ci nie smakuje – zrób coś, co rzeczywiście ma wpływ na twoje zdrowie, jakość twojego życia i twoją sylwetkę.
Po prostu rusz się. Nie na trening. Po prostu. Tak, jakby nie było tylu ułatwień w życiu. Gwarantuję zauważenie pierwszych zmian po dwóch tygodniach. Naprawdę warto!
A jak jest u Was – dbacie o aktywność poza treningami, czy do tej pory nie było do tego okazji? Co robicie, żeby więcej się ruszać lub co możecie robić, żeby to zmienić? Dajcie znać w komentarzach!