Teoretycznie wszyscy wiemy, że imprezowy tryb życia ani nie jest zdrowy, ani nie sprzyja ładnej sylwetce. Doskonale zdajemy sobie też sprawę, że kolorowe drinki i niezdrowe przekąski z pewnością mają wpływ na naszą wagę – ale czy dwa niewinne piwka do grilla też? Jak to jest z tym alkoholem – tuczy on, czy to, co razem z nim jemy? Jaka ilość sprawi, że spodnie zaczną robić się ciasne?
I dlaczego tak naprawdę procenty sprawiają, że tyjesz?
W Polsce nie mamy dobrej kultury picia. Wśród młodzieży modne jest picie na umór – im więcej, tym fajniej; z kolei u dorosłych popularne jest picie często. Pijemy przy każdej możliwej okazji, bo przecież zawsze znajdzie się powód do uczczenia czegoś procentami – jak nie na wesoło, to na smutno, żeby poprawić humor.
Nic więc dziwnego, że picie alkoholu traktujemy jako coś maksymalnie zwykłego i… tyjemy na potęgę.
DLACZEGO TYJESZ OD ALKOHOLU?
Warto pamiętać, że alkohol to nie woda, ani napój – i jego „przerabianie” przez organizm nie wygląda tak samo.
Tyjemy od alkoholu przez kilka różnych czynników:
- Przekraczamy nasz bilans kaloryczny – jedno piwo to 250 kcal, dwa – 500 kcal. Jeżeli dwa czy trzy razy w tygodniu pozwalamy sobie na taki dodatkowy ‘bonus’, to w perspektywie kilku dni wychodzi nam duża nadwyżka kalorii. A jak już dobrze wiecie, nadwyżka kalorii = przyrost wagi.
- Towarzyszące mu przekąski i kolorowe „popity” – kolejne źródło kalorii. Dodatkowa dawka energii, która w połączeniu z kaloriami pochodzącymi z alkoholu często daje nam nadwyżkę rzędu 1000 lub więcej kalorii dziennie. Nic dziwnego, że tyjemy. Trudno to spalić treningiem lub zrekompensować mniejszym jedzeniem w ciągu dnia (poza tym, to głupie – ograniczać zdrowe jedzenie na rzecz procentów).
- I chyba najważniejsze – metabolizm alkoholu. Kiedy pijemy, głównym zadaniem naszego ciała staje się rozłożenie alkoholu i jego odpowiedni metabolizm. Z tego powodu, jeśli jemy coś w trakcie picia to najczęściej ta przegryzka „idzie w boczki” – ciało nie ma czasu na odpowiednie zagospodarowanie tych składników, bo jest zajęte rozkładaniem trucizny (alkoholu). Tempo naszej przemiany materii spada o około 30 %. Ciało dużo chętniej odkłada zjedzone posiłki w formie tkanki tłuszczowej. Czyli nie dość, że robimy sobie nadwyżkę kaloryczną samymi kaloriami, to dodatkowo spowalniamy metabolizm i jeszcze bardziej zwiększamy prawdopodobieństwo przytycia.
- Nie znalazłam badań, ale przypuszczam, że tycie po alkoholu ma też związek z hormonami i skokami insuliny (alkohol ma najczęściej wysoki IG), która hamuje lipolizę (rozkład tkanki tłuszczowej). Tutaj jest to jednak moje przypuszczenie, nie poparte żadnym źródłem.
Poza tym:
Badanie opublikowane w 2004 roku w Obesity Science & Practice przeprowadzane przez 8 lat na ponad 49 tys. kobiet potwierdziły wpływ alkoholu na przyrost masy ciała. Niezależnie od czynników dietetycznych oraz sportowych, zauważono równy lub większy niż 5 kg przyrost masy ciała u 78 % badanych.
Podobne badania w 2003 roku, przeprowadzone na mężczyznach i opublikowane w American Society for Clinical Nutrition także potwierdziły, że osoby spożywające alkohol regularnie w średnich i dużych ilościach narażone są na spory wzrost wagi.
DLACZEGO WYKLUCZYŁAM ALKOHOL ZE SWOJEJ DIETY I CO ZAUWAŻYŁAM?
Nigdy nie piłam dużych ilości alkoholu – jako osoba dbająca o zdrowie, starałam się spożywać go w odpowiednich ilościach. Często wybierałam też wytrawne wino jako „,mniejsze zło”. Poza tym gdy jeszcze trenowałam wyczynowo, trener często powtarzał nam o negatywnych skutkach picia – bardzo to do mnie trafiało, tym bardziej, że było mi dane obserwować bardzo dobrych zawodników, którzy po treningu czy zawodach wyskakiwali na piwko… i w następnym sezonie biegali tragicznie.
Jednak jako studentka (od dzisiaj już nie 😀 ) jestem często zapraszana na domówki, spotkania, gdzie właśnie piłam wino czy dwa piwa. Od pewnego czasu jednak nie piję w ogóle z kilku powodów, o których piszę już niżej.
Po pierwsze: przygotowanie do półmaratonu (który jest w październiku). Alkohol ma bardzo duży wpływ na wydolność naszego organizmu i jego regularne spożywanie skutecznie niszczy wszystkie trudy naszego treningu. Nie zależy mi na pobiciu rekordu świata w półmaratonie, ale myśl o tych tempach czy interwałach z których wracam półprzytomna, które poszłyby na marne przez procenty mnie odpycha.
Po drugie: przez jakiś czas zmagałam się z chorobą wymagającą antybiotykoterapii. Naturalnie więc odstawiłam całkowicie napoje procentowe, a po zakończeniu leczenia po prostu do nich nie wróciłam.
Po trzecie: zauważyłam dużo lepszy efekt treningów – zarówno w wydolności, jak i efekt uboczny w postaci lepszej sylwetki. Przestałam puchnąć i gromadzić wodę, nie muszę też pić pokrzywy czy manipulować węglowodanami, żeby mieć lepiej widoczną muskulaturę. Jest cały czas, rano, wieczorem – nieistotne. Odnotowałam też spadek wagi – ale tutaj należy pamiętać, że jest to nie tylko efekt ograniczenia alkoholu, ale przede wszystkim zwiększenia objętości treningów (pod półmaraton).
Czy jestem abstynentką? Nie. Ale nie czuję potrzeby picia alkoholu ani nie chcę tego robić – chyba, że na wyjątkowe okazje. Pamiętaj też – nie mówię, że alkohol jest zły – przeczytaj wpis do końca.
CZY W OGÓLE NIE MOŻNA PIĆ ALKOHOLU? CZY ALKOHOL JEST ZŁY?
No i chyba dla niektórych najważniejsze pytanie – czy w takim razie należy przerzucić się na bycie abstynentem?
Nie! W odpowiednich, rozsądnych ilościach alkohol może mieć pozytywne skutki dla naszego zdrowia – między innymi zmniejszyć ryzyko wystąpienia choroby wieńcowej i chorób układu krążenia. Gdzieś czytałam też (niestety nie mogę tego znaleźć – jak znajdę, edytuję post), że abstynenci są bardziej narażeni na zawały i choroby serca niż osoby pijące rozsądne ilości alkoholu.
Kluczowe jest tutaj słowo „rozsądnych”. Według WHO (Światowej Organizacji Zdrowia) 20 g alkoholu dziennie dla kobiety (puszka piwa/200 ml wina) i 40 g dla mężczyzn (2 piwa /400 ml wina) pite nie częściej, niż 5 razy w tygodniu to dawka, którą można uznać za bezpieczną i bez negatywnych konsekwencji zdrowotnych. Lekarze jednak mówią o tym, że nawet takie dawki pite regularne mogą powodować uzależnienie oraz odbijać się na zdrowiu. Pamiętajmy też, że jeśli nie będziemy pilnować bilansu kalorycznego, a jesteśmy na diecie odchudzającej – nawet takie dawki mogą zniweczyć nasz postęp.
Ważne – opcja „wypiję dużo, ale raz lub dwa na tydzień” wcale nie jest zdrowszą opcją!
Sam alkohol nie jest zły – złe jest nasze podejście do niego. Na picie okazja zawsze się znajdzie: ważne, by nie przesadzać z tymi „okazjami” i wiedzieć, kiedy powiedzieć STOP.
Butelka wina raz na jakiś czas czy dwa-trzy piwa wypite na spotkaniu nie spowodują, że na drugi dzień będziemy otyli i chorzy. Jeśli nie są to regularne czynności, a raczej wypady od czasu do czasu – można sobie postawić zielone światło.
Jak w każdej rzeczy w życiu, tak i w piciu należy po prostu wiedzieć jak i ile pić. I tego wam bardzo życzę!
Pomocny post, zwłaszcza teraz w okresie wakacyjnych imprez!
Pozdrawiam:*
Mam też pytanko, bo nigdzie nie znalazłam żadnej informacji na ten temat: kiedy mniej więcej będzie rozstrzygnięty konkurs z polara (dlaczego warto mierzyć tętno)? 🙂
Czekam już na wybór Polara – ja wybrałam kilka najlepszych odpowiedzi i oni typują zwycięzcę 🙂
Po przeczytaniu odstawiłam z obrzydzeniem kieliszek (niestety, już opróżniony) 🙂
Ale od jutra… No. Będzie inaczej. Nie żartuję.
A poza tym: Martunia! Gratulacje!!! Idę powiedzieć córce, że od jutra ćwiczymy z panią magister Martą Hennig!
A ja ostatnio sięgam po piwo bezalkoholowe i przyznam szczerze, że to całkiem dobra alternatywa dla %. Polecam wszystkim, którzy po przeczytaniu artykułu zdecydują się na odstawienie alkoholu. Warto je wypić jeśli zatęsknicie za smakiem piwa- jak dla mnie smakuje identycznie:)
ja noszę czasami bezalkoholowe na domówki 🙂
Gratuluję skończenia studiów! 🙂 Ja uczę się w technikum, wczoraj zostałam stypendystką z powodu bardzo wysokiej średniej… i właśnie chciałam to uczcić 🙂 Nie piję alkoholu prawie wcale, ale dostałam na 18nastkę różowe wino i tak stoi, stoi, stoi… w końcu się zepsuje. Postanowiłam, że to dobra okazja na jego otworzenie 🙂 Mam nadzieję, że taki jeden „grzeszek” nie sprawi, że spuchnę lub przytyję 2 kg 😀
Kurczę a ja to czytam po imprezie i mam wyrzuty sumienia 🙁
Ania, daj spokój – raz na jakiś czas krzywda Ci się nie stanie. Wszystko jest dla ludzi – z rozsądkiem! Mam nadzieję, że impreza była udana. Buziaki!
Swietny post, jak zawsze! Piszesz rzeczowo i zdroworozsadkowo! Twoj blog to moj ulubiony – codziennie tam zagladam 🙂 I przy okazji wielkie gratulacje obrony!! :-))
Gratuluję skończenia studiów 🙂
Jeśli chodzi o alkohol, to ja również nigdy nie piłam wielkich ilości, ale wiadomo, na imprezach zdarzała się i wódka, i drinki. Ostatnio sięgam tylko i wyłącznie po wino, przeważnie czerwone, ale nie częściej niż raz na dwa tygodnie. Zauważyłam, że odkąd zaczęłam lepiej się odżywiać, mam lepszy nastrój i nie mam potrzeby poprawiania go sobie na imprezach 🙂
Myślę, że nikt nie zdaje sobie sprawy, jaki jeszcze alkohol ma na nas wpływ! Kiedyś piłam co weekend, bo przecież piątek piąteczek, weekendzik, wolne i to po to jest! Piłam raz duże ilości, raz nie wiele 'dla smaku’ ale jednak co weekend. Któregoś dnia zaczęłam chorować, musiałam brać sterydy i od razu odstawiłam alkohol. Nawet sobie nie wyobrażacie, jaka nastała zmiana!! Dostałam tyle energii, że nie wiedziałam, co z nią robić. Sprzątałam wszystko co się dało, cały czas coś robiłam, nie zatrzymywałam się nawet na chwilę, po prostu chciało mi się, ciągle mi się chciało i zapomniałam co to znaczy 'nie chce mi się’. Teraz widzę, jaką głupotą było tylko pić w weekendy, teraz już wiem że można ten czas spędzić zdecydowanie lepiej, aktywniej, a przy okazji nie czeka nas po tym kac, a jeszcze lepsze samopoczucie. Zdrowo się odżywiam, ćwiczę regularnie, jestem po prostu szczęśliwa. I wiem też że alkohol nie jest potrzebny zupełnie nikomu, gwarantuję.
dziękuję za post 🙂 uspokoiłam się … nie jest ze mną źle haha 😉
Odnośnie tych badań że abstynenci są bardziej narażeni na zawaly- był spory problem z tym badaniem, bo jak się później okazało to nie byli tylko abstynenci, którzy nie pili z przekonania. Badanie pod nazwą abstynenci obejmowało tez grupę osób, które z powodów zdrowotnych np niewydolność wątroby albo przewlekła choroba nerek musieli przestać pić. Tym sposobem tacy przewlekle chorzy abstynenci siłą rzeczy mają zwiększone ryzyko chorób serca. Pozdrawiam 😉
Lampka wina przed snem bardzo wspiera regenerację oczywiście wytrawne czerwone 😀
Otóż nie można pić tylko przy niektórych antybiotykach – przy cefalosporynach i metranidazolu (który właściwie jest chemioterapeutykiem, ale wiele osób zalicza go błędnie do antybiotyków) ze względu na rakcję disulfiramową. Przy reszcie można pić 😛
Mówimy o braku bezpośredniej interakcji, a chyba zapomina Pani że picie alkoholu samo w sobie obciąża wątrobę, a co dopiero w kombinacji z lekami. Wiec ktoś kto mówi „można pić przy reszcie antybiotyków” chyba nie ma co szukać na blogu „codziennie fit”, bo fit zachowaniem to nie jest.
Zgadzam się z Emilią – nie chodzi o sam fakt interakcji antybiotyków z alkoholem, ale to, że zarówno alkohol, jak i antybiotyki obciążają wątrobę. Nie fundowałabym swojego organizmowi takiego combo. Poza tym, zazwyczaj leczeni antybiotykami (nie zawsze, ale często) trwa około tygodnia – chyba każdy jest w stanie wytrzymać tyle bez alkoholu 🙂
Oczywiście, że obciąża, ale nie ma przeciwwskazań do picia 😛 Chyba o dwóch różnych rzeczach rozmawiamy