Jak pogodzić studia, pracę i regularne treningi? I do tego znaleźć czas na zdrowe jedzenie? Nie jest to łatwe, ale jest możliwe. Bardzo często pytacie mnie, jak wygląda mój dzień – i dzisiaj jest szansa, by go zobaczyć godzina po godzinie.
Nie zawsze moje dni wyglądają idealnie. Ba: w większości przypadków nie wyglądają. Często wstaję za późno, coś mi nie wychodzi, nagle wypada nagłe spotkanie albo praca nad tekstem, która miała trwać godzinę, trwa pięć godzin. Czasami też nagrywam trening przez 3 godziny, a potem nadaje się on do kosza, bo mikrofon źle nagrał, światło źle padło i tak dalej, i tak dalej.
Dzisiaj chcę wam pokazać taki typowy, schematyczny dzień. Bez szału, z dużą ilością zadań, ale do ogarnięcia. Kluczem do zdrowego trybu życia są u mnie dwie rzeczy:
- ścisła organizacja czasu – o tej i o tej mam trening i koniec kropka
- przygotowywanie niektórych posiłków dzień wcześniej wieczorem lub gotowanie na zapas.
6:30-6:45
Wtedy po raz pierwszy dzwoni budzik. Zależnie od rozkładu dnia, różnie wstaję: czasami o 6:30, a czasami o 7:00. Wszystko zależy od tego, jak wyglądają zajęcia na uczelni w tym dniu, ile mam pracy, czy mam trening personalny, jakie są plany na mój trening, czy dzisiaj ma być publikacja wpisu czy filmu, jaki jest dzień tygodnia – wiadomo.
Jeżeli zajęcia na uczelni są od 9:00 w górę, to pierwsza rzecz, którą robię rano, to trening.
Opcji jest kilka: zazwyczaj mój poranny trening nazywam rozruchem i jest to zwykłe bieganie. Jednak w momencie, w którym chodniki są bardzo oblodzone, albo jest duże zanieczyszczenie powietrza, robię trening w domu.
Jeśli w domu, to znów wybieram jedną z kilku opcji – odpalam na laptopie:
- stoper i realizuję trening według własnej rozpiski
- mój film i robię jakiś mój zestaw – jest to dla mnie szybkie, proste i nie muszę myśleć zbyt dużo; wyłączam tylko dźwięk, bo nie mogę siebie słuchać 😀
- wyświetlam jakiś trening z mojej Przemiany
- włączam jogę z jakąś anglojęzyczną prowadzącą; nie jestem sama instruktorką jogi i nie znam się na tym temacie, za to lubię ćwiczyć rano w ten sposób. Zazwyczaj wybieram siłowe odmiany jogi lub bardziej intensywne.
Ponieważ mam model laptopa Yoga 900 (przypadek z nazwą? Nie sądzę :D), który może się obracać, zawsze ustawiam sobie sprzęt tak, że wygląda jak mały telewizorek. Mi jest tak wygodniej, a Nitka nie może przebiec po klawiaturze i mi wszystkiego zatrzymać (co uwielbia robić). Lepiej też widać obraz podczas ćwiczeń i nie muszę się martwić odbijającym się światłem czy innymi tego typu rzeczami.
7:45
Jestem już po treningu i prysznicu. Szykuję śniadanie. Zasady mam jasne: jeśli rano robię trening, śniadanie jest zbilansowane. Jeśli treningu nie ma – białkowo-tłuszczowe.
Dzisiaj trening był, więc jest i śniadanie z węglowodanami – czekoladowe fit placuszki z nadzieniem oreo. Ciasto przygotowuję dzień wcześniej, tak samo masę – zrobienie śniadania ogranicza się więc do 5 minut (smażenie placuszków i nałożenie ich na talerz). Przepis na placki znajdziecie tutaj: naleśniki oreo.
Zawsze przy śniadaniu przeglądam maile, wchodzę na bloga oraz na fanpage i czytam komentarze oraz na nie odpisuję. Robię to w trybie tabletu – jest mi wygodniej jeść i jednocześnie przewijać sobie palcem ekran (jest dotykowy). W międzyczasie robię także listę rzeczy do zrobienia na dziś (jeśli nie zrobiłam jej wieczorem).
8:20
Jestem po śniadaniu, odpisaniu na maile, zaplanowaniu dnia, opublikowaniu motywujących was postów na fanpage i instagramie. Głaszczę Nitkę i zmykam na uczelnię. Na AWF mam rowerem 10 minut, więc oczywiście zawsze wybiegam spóźniona i na ostatnią chwilę. Nawet w największy śnieg jeżdżę rowerem – piechotą zajmuje to za dużo czasu, a komunikacja z mojego mieszkania na uczelnię jest beznadziejna.
8:30-11:00
Pierwsza tura na uczelni. Zazwyczaj mam dużo okienek, a mało zajęć pod rząd. Po biomechanice wsiadam na rower i wracam do domu. W międzyczasie zajeżdżam do biblioteki po książki potrzebne do nauki kolokwium.
11:20-12:45
W tych godzinach znów pracuję. Tak, bardzo duża część mojej pracy to praca siedząca. O tej porze wszystko robię na laptopie: piszę wpisy na bloga, odpisuję na maile, pracuję nad projektami klientów (jeszcze dalej z moim chłopakiem pracujemy w zakresie grafiki/identyfikacji wizualnej, chociaż już tylko kończymy zlecenia, żeby poświęcić się całkowicie blogowi i kanałowi).
Układam plan wpisów na dany miesiąc, ale prawie nigdy nie piszę na zapas – nie udaje mi się to. Jeśli akurat montowany jest film na kanał – vlog czy ćwiczenia – to często zerkam do Patryka, jak idzie montowanie, oglądam. Często o tej porze robię też zdjęcia potrzebne do postów, bo jest najlepsze światło.
Pora na drugie śniadanie. Jeśli śniadanie obfituje w węglowodany, drugie śniadanie jem białkowo-tłuszczowe, lub po prostu nisko-węglowodanowe. Tym razem to faszerowane, duże pieczarki ze szpinakiem, fetą i suszonymi pomidorami (zrobione wczoraj wieczorem w piekarniku). Na zdjęciu jedna porcja, zjadłam oczywiście dwie.
13:00-15:00
Wsiadam na rower i znów na uczelnię. Tym razem biorę laptop, bo mamy do przedstawienia prezentację dotyczącą treningu szybkości i treningu wytrzymałości szybkościowej. Kiedy kupowałam na początku grudnia swojego laptopa, zależało mi na kilku rzeczach: po pierwsze, miał być mocny, bo czasami sama montuję krótkie filmiki z ćwiczeniami i potrzebuję sprzętu, który wytrzyma pracę programu do montażu czy programu graficznego.
Po drugie oczywiście miał być ładny (i to była niestety opcja nie do przetłumaczenia panom ze sklepu elektronicznego – nie rozumieli, dlaczego to dla mnie tak istotny argument), a po trzecie – musiał być lekki, bo przynajmniej 2-3 razy w miesiącu jeżdżę pociągiem, a poza tym biorę laptop ze sobą w różne miejsca.
Długo zastanawiałam się nad wyborem, aż w końcu zdecydowałam się na Lenovo Yoga 900 z kilku względów: waży tylko 1,3 kg. Jak wrzucam go do torebki to nawet tego nie czuję. Jest ładny i kobiecy, a przy tym ma mocne wnętrze. Laptop to dla mnie inwestycja – głównie tak pracuję, piszę bloga, wrzucam filmy, cała moja praca zarobkowa ale i moje hobby związane jest z posiadaniem komputera. Zależało mi więc na czymś solidnym z dobrą specyfikacją.
Przyrządzam kolejny posiłek – smoothie owocowo-warzywne – i biorę ze sobą. Dobry patent: jeśli nie macie czasu, róbcie mrożone paczki owoców i warzyw, potem tylko wrzucacie do blendera, dodajecie płynu i gotowe.
15:15
Z uczelni jadę na trening personalny z Elwirą. Nie prowadzę obecnie treningów personalnych – skupiłam się na wydaniu książki i innych projektach, ale Elwira to mały wyjątek od tej mojej zasady. Dzisiaj robimy trening razem, bo Elwira ma rozpisane interwały – ja też. Biegamy na bieżni ramię w ramię, tylko z innymi przerwami, czasem trwania odcinka oraz szybkością.
Łączę trening tylko wtedy, kiedy jest na bieżni i musiałbym stać obok i nic nie robić – w innym przypadku robię trening przed lub po Elwirze, zależnie od planu dnia. Elwira mnie przeklina pod nosem i mówi, że nie da rady, ale jak zwykle daje! Zrobiła, żyje, jest zadowolona. Ubieram się, wsiadam w autobus i z powrotem do domu.
17:15-19:00
Dwie opcje – czasami mam zajęcia na uczelni, a czasami… na nie nie idę. Przy dwóch etatach jednocześnie nie mam wyboru – czasami nie idę na jakieś wykłady, bo inaczej bym się nie wyrobiła. Tym razem zwiewam, bo dostałam kilka ważnych maili z wydawnictwa, na które muszę odpowiedzieć i które dotyczą promocji książki.
Dodatkowo czeka mnie publikacja wpisu na blogu, a jeszcze nie mam zdjęć. Muszę też wysłać do klienta projekt, nad którym pracował Patryk. Dogaduję także kolejną kampanię na blogu – tak też zarabiam i dzięki temu mogę skupić się ostatnio całkowicie na produkowaniu materiałów dla was – nie ma co ukrywać (inaczej musiałbym iść na etat na siłownię, bo utrzymujemy się sami już od dawna).
W międzyczasie jemy z Patrykiem obiad. Nie mam zbyt dużo czasu,więc zrobiłam obiad ratunkowy (robi się go błyskawicznie). Gotuję brokuły, piekę frytki z batatów, a na samym końcu smażę stek. Podaję wszystko z sosem jogurtowym.
19:20 – 21:00
Teoretycznie kończę pracować. W praktyce: często odpisuję na komentarze, wiadomości, siedzę na grupie na facebooku dla czytelników i staram się doradzić. Najczęściej jednak Patryk mnie pogania do odpoczynku, więc odpalam Simsy lub czytam książkę. Tym razem wygrały Simsy, bo jest nowy dodatek!
21:20 – 23:00
Ten czas spędzamy z Patrykiem razem. Gramy w gry na PS4, oglądamy serial (ostatnio wciągnęliśmy się w Breaking Bad) albo po prostu robimy swoje rzeczy, rozmawiając się czy wychodząc z domu.
Zanim pójdę się kąpać i szykować do snu, staram się 15 minut poświęcić na jogę lub rozciąganie. Terminy mnie stresują, tak samo jak niektóre zobowiązania, więc w ten sposób staram się wyciszyć przed snem. Raz wychodzi lepiej, raz gorzej. Nie zawsze udaje mi się znaleźć ten kwadrans. Ale bardzo się staram. Niestety mam mały problem z przejmowaniem się dosłownie wszystkim, stąd generuje się bardzo dużo stresu…. a jak już kiedyś pisałam, stres to jeden z zabójców naszego zdrowia. Dlatego walczę!
Po rozciąganiu i kąpieli – czas spać. Czasami czytam przed snem książkę, czasami jestem tak zmęczona, że padam jak mucha.
Mój laptop Yoga 900 (i jego inną wersję – Yoga 700) możecie dostać na stronie w sklepie x-kom.pl, o tutaj: zobacz laptopy.
Każdy mój dzień jest inny. Czasami wygląda właśnie w ten sposób. Innym razem od rana do wieczora siedzę przyklejona do komputera. Czasami nie ma mnie w domu albo spędzam dzień na siłowni, nagrywając wideo na zapas. Innym razem – od południa do wieczora siedzę na uczelni. Dlatego trudno mi jest opisać typowy dzień, ale bardzo starałam się to dla Was zrobić 🙂
Wpis powstał we współpracy ze sklepem x-kom.pl