Jest jedna rzecz, którą każdy z nas musi robić (chociażby po to, żeby przeżyć) – pić wodę. Ale czy kiedyś zastanawiałeś się, jak ona w ogóle trafia do butelki?
Bądźmy szczerzy – na co dzień człowiek nawet się nad tym nie zastanawia, tylko kupuje butelkę, pije i idzie dalej. Zresztą, wokół wody butelkowanej narosło już tyle mitów w stylu „jest taka sama, jak kranówa” i „wcale nie jest taka zdrowa” (jak woda ma nie być zdrowa?), że z ciekawością przyjęłam zaproszenie Kropli Beskidu, która zgarnęła mnie oraz kilku innych blogerów (a dokładniej była ze mną Nishka, Fashionelka, Mama Bloguje, Trener Biegania, Siostry Bukowskie, Paweł Opydo, Stay Fly, Black Dresses, Lady Gugu) do zakładu w Tyliczu, gdzie mogłam wreszcie zobaczyć jak to wszystko konkretnie się dzieje. I przy okazji rozwiać kilka mitów, które ciągle ludzie powtarzają.
FAKTY I MITY O WODZIE
Razem z wielkim szałem na zdrowe odżywianie i fit tryb życia, wreszcie ludzie zaczęli przykładać uwagę do tego, co piją – i to jest na plus. Ale z częstszym i bardziej świadomym piciem wody nadeszło też kilka mitów, które ciągle są przekazywane z osoby na osobę.
1. Twierdzenie nr 1: wszystkie wody są takie same.
MIT. Czym innym jest woda mineralna, czym innym źródlana, czym innym woda wysoko-, średnio- albo niskozmineralizowana, czym innym woda lecznicza. Każda z nich się różni nie tylko smakiem, ale też zawartością składników mineralnych.
Czym się różni woda źródlana od wody mineralnej? Woda mineralna ma o wiele więcej składników mineralnych (takich jak wapń, magnez, żelazo czy cynk), które są istotne dla funkcjonowania naszego organizmu. Picie wody mineralnej może mieć wpływ na nasze zdrowie – oczywiście, pozytywny. 🙂 Taką wodą jest na przykład własnie Kropla Beskidu. Z kolei woda źródlana ma tych składników o wiele mniej, przez co jest, no, po prostu wodą. 🙂
Wody lecznicze mają określone wartości składników mineralnych, które mogą pomagać przy kuracji. Inną wodę będą pili ludzie, którzy mają problemy z nerwami, a inną, którzy mają kłopoty z żołądkiem. Wody lecznicze można dostać najczęściej w aptece, zdarzają się też na półkach większych supermarketów.
Nisko-, średnio- i – wysokozmineralizowana to nie konkretny rodzaj wody, a tylko określenie, ile składników mineralnych ma w sobie. Ciekawostka: najzdrowszym wyjściem wcale nie jest nieustanne picie wysokozmineralizowanej wody 🙂 Najbardziej optymalne jest picie wody niskozmineralizowanej i raz na jakiś czas spożywanie tej z większą liczbą składników mineralnych.
2. Twierdzenie nr 2: woda z cytryną wypita z rana odchudza.
FAKT. To znaczy, sprecyzujmy to: nie „odchudza”, a wspomaga odchudzanie. Picie wody z cytryną na czczo po przebudzeniu wspomaga pracę jelit, co może mieć istotny wpływ na to, jak nam idzie redukcja.
3. Twierdzenie nr 3: musimy pić 2 litry wody dziennie.
MIT. Powinno się spożywać około dwóch litrów płynów dziennie – do tego zalicza się też jedzenie (np. arbuz ma sporo wody) czy herbata (chociaż ta specjalnie dobrze nie nawadnia). Jednak prawdą jest, że dobrze jest pić około 1,5 litra samej wody w ciągu dnia.
4. Twierdzenie nr 4: woda butelkowana to tak naprawdę to samo, co kranówka.
MIT. Może to ta sama woda ze źródła, ale podczas wędrówki rurami, które często pamiętają pierwszą wojnę światową, już przestaje być tą samą wodą. Nigdy nie przywiązywałam do tego sporej wagi, ale gdy ktoś mnie uświadomił, że często się tych rur nie wymienia i w sumie to, co tam siedzi, potem piję…. brrrr.
Oczywiście, wszystko zależy od stanu rur tak naprawdę, bo kranówkę też można pić. Ale nie jest to to samo, co woda w butelce.
5. Twierdzenie nr 5: za dużo wody szkodzi.
MIT. Czy ja naprawdę muszę to komentować? 🙂
Owszem, da się przesadzić – jak ze wszystkim. Jest to jednak dość trudne do wykonania. Można też przesadzić z wodą, ale na raz – jeśli w ciągu godziny wypijemy 4 litry płynów, to nasze nerki się zbuntują i taka sytuacja może stanowić nawet zagrożenie naszego życia. Ale jeśli w ciągu całego dnia, małymi partiami, wypijemy sporo wody – nic nam nie będzie.
JAK SIĘ „ROBI” WODĘ?
Zanim w ogóle wam o tym opowiem…. zacznijmy od samego Beskidu. Ludzie, jak tam jest pięknie! Zastanawiam się poważnie nad tym, czy nie jechać tam na jakieś aktywne, krótkie wakacje – te tereny aż się proszą o to, żeby na nich pobiegać i zapomnieć o całym świecie. Zakład Kropli Beskidu znajduje się w Tyliczu – małej wiosce obok Krynicy-Zdrój. Uwierzcie mi, tam jest cudownie: wszędzie otacza cię zieleń i natura, nic dziwnego, że Kropla wybrała zwrot „czysta strona życia” na swoje hasło. Kompletnie odpowiada temu miejscu. Tam jest po prostu naturalnie, nawet trochę dziewiczo.
Nie wiem czy się orientujecie, ale to nie jest tak, że możecie sobie nalać byle jakiej wody i ją sprzedawać. Wbrew pozorom, wody butelkowane muszą spełniać rygorystyczne kryteria, by zostać dopuszczone do obiegu. I to było widać w zakładzie. Żeby w ogóle wejść do środka, musieliśmy założyć specjalne ubrania, czepki i ochronne obuwie. W środku – porządek jak w szafce mojej mamy (a uwierzcie mi, z łatwością zdetronizowałaby Rozenek w Perfekcyjnej Pani Domu).
Wiecie, co to jest? Przyszła butelka! Na moich oczach zamieniała się w taką dużą, którą widzimy w sklepie. Mój blond umysł nie mógł ogarnąć tej magii (a to tylko technologia).
Kropla Beskidu to naturalna woda mineralna – a to znaczy, że oprócz filtrowania piaskiem w ogóle się w nią nie ingeruje. Co więcej, od momentu wydobycia ze źródła do momentu otworzenia butelki, woda nie ma niekontrolowanej styczności z powietrzem – otwierając butelkę pijecie oczyszczoną wodę prawie że prosto ze źródła.
Tak wygląda miejsce, gdzie znajduje się źródło:
Swoją drogą, dziwię się pracownikom, że są w stanie się skupić – mnie poruszające się po maszynie butelki hipnotyzowały i sprawiały, że miałam ochotę oglądać jak się przesuwają przez następne 12 godzin. Zerknijcie sami, jest coś w tym:
PIĘKNE BESKIDY
Szczerze mówiąc, byliśmy zachwyceni tym, jak wygląda Tylicz i okolice. Te widoki sprawiają, że można się tam autentycznie zakochać.
Poza tym, mieliśmy sporo rozrywek – zaczynając od jazdy kolejką na szczyt góry, poprzez kolację przy muzyce prawdziwych górali, którzy chętnie śpiewali i improwizowali z tekstem (i szło im to świetnie!), odwiedzenia winiarni i kończąc na odwiedzinach u pszczółek. Takich prawdziwych.
Ale tak naprawdę, w całej tej wyprawie zauroczyły mnie trzy rzeczy: zaangażowanie Kropli Beskidu w tą całą „tyliczową” społeczność, piękne widoki i… ludzie. Poznałam masę świetnych ludzi – przesympatyczną Natalię, Elizę, która zaraża uśmiechem, Marsi i Pati, z którymi można było ciekawie porozmawiać o fit posiłkach, zawsze dobrze wyglądającą Monikę, Pawła, który wcale nie jest taki groźny (a wręcz przeciwnie), wiecznie biegającego Mateusza (kocham ludzi, którzy lubią biegać <3), sympatycznego Janka i kochaną Wiolę i Kingę.
To był świetny weekend 🙂
Wpis powstał w wyniku współpracy z Kroplą Beskidu.