Żeby wstać z łóżka, najpierw trzeba się zmusić do otworzenia oczu i ruszenia zaspanego ciała z wymiętoszonej pościeli. Aby iść biegać, powinno się zacząć od założenia butów i wyjścia się z domu. By osiągnąć sukces, należy założyć męski zespół z piątką słodkich siedemnastolatków w kolorowych rurkach, śpiewających głosami, które nie do końca jeszcze przeszły młodzieńczą mutację.
W każdym razie, wiecie, o co chodzi – trzeba od czegoś zacząć. Gorzej, jak się człowiekowi cholernie nie chce, a motywacja gdzieś zaginęła. I nie zapowiada się, aby kiedykolwiek miała wrócić.
Z motywacją jest jak z piosenkami Britney Spears – raz wszędzie jej pełno, a potem nagle się ulatnia i chociaż przekopujesz wszystkie serwisy internetowe i dzwonisz do ludzi z Google, to i tak nie możesz jej znaleźć. Następnie wraca zmarnowana, z łysą głową, tylko po to, by potowarzyszyć ci przez jakiś czas, a potem znów zniknąć bez słowa. Sztuka więc polega na tym, by tę naszą motywację chwycić mocnym, odważnym ruchem – trochę jak Pudzian swoje opony – i nie puszczać. No, ewentualnie przykuć do kaloryfera, żeby mogła nam wiecznie towarzyszyć i sprawiać, że zechce nam się wstawać na siódmą, wytrwamy w diecie i nawet zrobimy projekt, który odkładaliśmy przez jakieś pięć miesięcy.
Tylko, do cholery, jak ją najpierw znaleźć?
#1 SIĄDŹ NA TYŁKU I SIĘ ZASTANÓW
Dobra. A więc jest coś, co bardzo chcesz zacząć robić i codziennie wieczorem zarzekasz się i obiecujesz, że jutro z samego rana zaczniesz. No wiesz – że właśnie to będzie pierwszy dzień reszty twojego życia, że cały twój marny żywot ulegnie diametralnej zmianie, a świat przewróci się do góry nogami. To może być wszystko: planujesz zacząć biegać, zrobić sobie kaloryfer na brzuchu, jeść tak zdrowo, jak Anka Lewandowska albo mieć pupę jak dziewczyny z motywacyjnych obrazków. A potem nadchodzi poranek i… nic. Znów się nie chce, masz mnóstwo zajęć, wkurzył cię chłopak albo anonimowy komentarz, a na dodatek babcia usmażyła pączki i tak się objadłeś, że nie masz siły na żadne innowacje w swoim życiu.
Zanim obierzesz swój cel, zastanów się – czy na pewno to jest to, co chcesz zrobić? Chcesz schudnąć dlatego, że pragniesz coś w sobie zmienić, czy po prostu usłyszałaś, że teraz wszyscy są na diecie, więc koniec końców, też musisz na nią przejść? A może chłopak wybitnie sugeruje ci, że powinnaś zacząć coś robić? Rodzice? Znajomi? Pani z warzywniaka? Kot siedzący na parapecie?
Nie dziwię się, że nie masz motywacji, jeśli obiecujesz sobie robić coś, co nie jest nawet twoim celem, a tylko zachcianką kogoś innego. Jeśli jednak przeanalizujesz sobie to wszystko dokładnie i rzeczywiście dojdzie do ciebie, że to właśnie ty chcesz coś zrobić – zakasaj rękawy i do roboty.
Uświadomienie sobie, że cel, który obrałeś jest TWÓJ, a nie kogoś innego, to już pierwszy krok do sukcesu. Tak, wiem, że to brzmi banalnie jak blok reklamowy Mango albo slogany w spocie dotyczącym szamponu przeciwłupieżowego, ale cóż… taka prawda.
Jeśli cel nie jest twój, motywacji nigdy nie znajdziesz.
#2 ZAPISZ I POWIEŚ
A więc już pierwszy sukces – wiesz, że to, co sobie założyłeś, to wymysł tylko i wyłącznie twojego mózgu, a nie umysłu kogoś innego. Jeśli to cel długofalowy – na przykład zwiększenie ilości odchudzanie, ćwiczenia, cokolwiek, co trwa dłużej, niż tydzień – przyda ci się kartka i długopis, ewentualnie komputer i klawiatura, a wersji dla tych, którzy chcą mieć pokój rodem jak z obrazków na weheartit – tablica.
Możesz zastanowić się, jakie punkty po kolei musisz w swoim życiu zmienić, by dojść do wybranego celu. Jeśli mam być szczera – u mnie to nic nie daje.
Dobrym pomysłem jest natomiast pisanie sobie codziennie, że należy coś zrobić – nawet, jeśli to jest naprawdę logiczne (na przykład: postanawiasz sobie, że chcesz zacząć ćwiczyć. Zapisujesz plan na poniedziałek i podpunkt: ćwiczenia). To sprawi, że będziesz ciągle pamiętał o tym,
co sobie obiecałeś. Gdzie to zapisać? Ile osób, tyle sposobów. Można korzystać z aplikacji na telefon (polecam Any.do), zapisać na kartce, którą położymy gdzieś w widocznym miejscu, zanotować w kalendarzu czy terminarzu, albo naskrobać na tablicy. Ważne, aby pamiętać, żeby zaglądać do miejsca, gdzie to jest zapisane. Super, że masz kalendarz w koty, ale jeśli zapiszesz coś sobie, a potem w ogóle do niego nie zaglądasz.. to chyba wszystko mija się z celem, prawda?
Ja obecnie zapisuję sobie rzeczy na tablicy, wcześniej korzystałam z aplikacji na telefon. Tablicę mam powieszoną w tak strategicznym miejscu (nad biurkiem), że trudno jej nie zauważyć, a co za tym idzie – nie zerknąć. Im częściej się gapisz, tym lepiej. Nawet, jeśli złapał cię leń, to w końcu trafią cię wyrzuty sumienia i wreszcie zrobisz te brzuszki albo zrobisz zdrowy obiad.
Na wieczór wprowadź nowy rytuał: skreślanie. Codziennie rozliczaj się z tego, czy zrobiłeś to, co miałeś zrobić.
Nie brzmi jak motywacja? Wiem, że wygląda raczej jak rygor, ale trik polega na tym, żeby wkręcić się w robienie czegoś. Po tygodniu sam zaczniesz ćwiczyć czy przykładać się do diety, bo powoli wejdzie ci to w krew, a to z kolei spowoduje, że motywacja pojawi się sama.
#3 ZNAJDŹ SOBIE TOWARZYSTWO
To może być twoja druga połówka, koleżanka albo zaprzyjaźniona blogerka, z którą rozmawiasz na fejsbuku. Nie chodzi nawet o to, że ma coś robić razem z tobą – wcale nie musi. Może być po prostu rozmówcą, który z cierpliwością i udając zainteresowanie wysłucha, jak udało ci się dzisiaj coś zrobić, co przybliża cię do twojego celu. Jeśli zrobiłaś ciężki trening, przebiłaś swój rekord, schudłaś albo przytyłaś – pochwal się tym. Zrobiłaś świetny, zdrowy obiad? Pokaż mu to. Pochwały, które usłyszysz, rady, jakie dostaniesz, czy opieprz za to ,że czegoś nie zrobiłeś, motywuje podwójnie, bo oprócz tego, że po prostu zaczyna ci się chcieć, to zaczynamy chcieć coś komuś udowodnić, a to daje cholernie dużego kopa… do działania, oczywiście.
Nie macie nikogo takiego? Nic się nie stało, bo razem z kilkoma moimi czytelniczkami założyłam motywującą grupę na fejsie specjalnie dla Was – KLIK.
Wiem, że może dla ludzi, którzy kompletnie zgubili gdzieś swoją motywację, ten post jest tak pomocny, jak plaster na rozerwanie tętnicy, ale czasami najbardziej oczywiste jest najlepsze.
Powiedzcie: jakie macie sposoby na motywację? Co Was motywuje, jak się motywujecie, co robicie, aby pozostać zmotywowani?
Biorę udział w konkursie na Blog Roku! Obiecałam sobie, że nie będę Was prosić o SMSy i głosy, ale potem sobie pomyślałam, że… w sumie czemu nie? (No dobra, i zobaczyłam, że wszyscy blogerzy walczą, a ja się chciałam poddać na samym starcie).
SMS na mnie kosztuje 1,23 zł, a dochód z wiadomości zostanie przeznaczony na Fundację Dzieci Niczyje. Zgłosiłam oba blogi.
Zdaję sobie sprawę, że pewnie nie wygram z blogami nastolatek (kto wygra z siłą gimnazjum?) i z blogami o Justinie Bieberze, ale… no nie wiem, byłabym super szczęśliwa, gdyby jednak mi się udało dostać do następnego etapu… niestety nie ode mnie to zależy, a właśnie od smsów.
I zrobiłam super fotę prawie jak kandydat na prezydenta, żeby Was zdopingować do głosowania na mnie i wysyłania po kryjomu SMSów z komórek Waszych partnerów, rodziców, babci i sąsiadek.







Ćwiczyłam dzielnie 3 tygodnie, było mi wyśmienicie, bylam z siebie taka dumna (!), a później przyszedł jeden wyjazd, znowu się rozstroiłam i szlag wszystko trafił 🙁 Chyba faktycznie naskrobię sobie jakąś motywacyjną kartkę i powieszę na ścianie, żeby nie zapomnieć o treningach i ruszyć tyłek, bo Hiszpania coraz bliżej, a czas ucieka!
Trzymam kciuki za powrót na dobre tory 🙂
Dzięki! Dzisiaj już prawie mi wyszło 😀
Dawno nie wchodziłam na tego bloga i muszę przyznać, że szablon mnie urzekł, jest mega pozytywny i aż chce się go oglądać!! A teraz zabieram się za czytanie wpisu i próbuję nie patrzeć w stronę rurek z kremem czekoladowym, wszak jest już po 23 i takich rzeczy w ogóle nie powinno być obok mnie…
Cieszę się, że szablon się podoba! 🙂
motywująca grupa- to jest to! 🙂
Za dużo nie myślę, o tym co mam robić – tylko po prostu to robię. Działam jak robot, bo w miarę robienia czegoś regualrnie wyrobił mi się nawyk wykonywania tego, co mam zaplanowane 🙂
Ja też polecam aplikację Any.do. Korzystam z niej już od dłuższego czasu i jest niezawodna. Największą satysfakcje mam, kiedy skreślam jakieś wykonane zadanie 😉
Motywacja mi się przyda, właśnie wróciłam z pierwszego treningu 🙂
Napisałabyś może o tym, co jeść po treningu właśnie? Miałam niesamowite mdłości, które zniwelował sok pomarańczowy z wodą (świeżo wyciskany) i mrożonymi truskawkami (zamiast kostek lodu), ale nie wiem czy to był dobry pomysł. Taki wpis chętnie bym przeczytała 🙂
postaram się coś naskrobać 🙂
U mnie w duzej mierze się sprawdza się zapisywanie sukcesów i „porażek”. Np. Postawiłem sobie za cel nie jeść słodyczy i codziennie robic trening. Stworzyłem arkusz gdzie zapisuje codziennie czy wykonałem te czynność czy też poległem . Automatycznie oblicza mi się % pozytywnych wyników jaki udało mi się zdobyć w całym miesiącu – jeśli % jest wysoki funduje sobie ustaloną wcześniej nagrodę np. 50 zł na wydanie na jakieś przyjemności ( dzięki odkładanej tak kasie kupiłem sobie ostatnio pulsometr ;)). Oczywiście nie mogę tego wydać na wielki kosz słodyczy „bo w końcu mi się należy za ciężki miesiąc” 😛
Arkusz działa w sieci więc wszędzie, gdzie mam internet mam do niego dostęp- komputer, telefon, a w sytuacjach awaryjnych także offline, więc nie mam wymówek, żeby nie wpisać tych danych 😉
Motywuje mnie to, że pomimo kilku wpadek, potrafię się podnieść i osiągnąć dobry wynik! Nikt nie jest idealny i wcale nie o to chodzi, ale trzeba się starać! Cieszy mnie i motywuję mnie, że już np. 4 dni nie dotknąłem słodyczy!
Jeśli ktoś chce mogę podzielić się takim arkuszem w google drivie 😉 Co prawda jest on bardzo prowizoryczny, ale najważniejsze, że się sprawdza i dodaje sił 😉
Zaglosowane – tytul blog roku nalezy ci sie w 100%!