Uznałam, że czas to powiedzieć. Czas spojrzeć w lustro – albo prawdzie w oczy – i przyznać, że niektóre z nas trochę za bardzo się spinają, dbając o zdrowy styl życia.
Bo wiecie, ze zdrowiem też można przesadzić.
COŚ JEST NIE TAK
Podoba mi się to, że ktoś jest konsekwentny. Uważam, że dobrze jest być zdeterminowanym i dążyć do celu – nieważne, czy ten cel to szczupła sylwetka czy zdrowy organizm. Zauważam jednak, że niektóre dziewczyny wpędzają same siebie w pułapkę, próbując żyć idealnie i zdrowo w każdym calu. I wbrew pozorom, to wcale się nie chwali.
Jedzą rzeczy, które im nie smakują, tylko dlatego, że są zdrowe. Są zdołowane – dosłownie – i wyzywają się od idiotek, kiedy przegapią trening (nie ze swojej winy!). Skrupulatnie pilnują godziny każdego posiłku i odmierzają każdy kęs na wadze, żeby móc z dokładnością obliczyć zawartość białka i węglowodanów. Co więcej – wierzą i stosują wszystko, co przeczytają. Nie pić herbaty z cytryną – okej, już więcej jej nie tknę. Jogurt jakiśtam ma więcej kalorii, niż myślałam – wyrzucę go do kosza. Kiedy nie ma ich produktu w sklepie, nie kupują nic, chociażby miałby nie jeść, bo przecież „nie zjedzą czegoś z chemią!”.
NIE TĘDY DROGA!
Owszem, powinniśmy być konsekwentne, jeśli chcemy prowadzić zdrowe życie. Prawda, że jeśli chcesz coś osiągnąć, to musisz zasuwać. Ale na Boga, nie musisz się KATOWAĆ. Zjadłaś raz na pół roku pizzę? Ciesz się każdym kęsem i jedz ile wlezie! Zdarzyło ci się ugryźć czekoladę? Dokończ ją całą i pomyśl, jaka była pyszna! Czasami człowiekowi zdarza się wypić łyk coli albo dwa dni z rzędu nie ruszyć tyłka z kanapy. Tak bywa! To życie!
I nie powinnaś wszystkiego szufladkować i spinać się, jakby ktoś ci wsadził kij w konkretne miejsce.
Nie zrozumcie mnie źle – kocham Was motywować i kocham sama prowadzić zdrowy tryb życia. Cieszę się każdym dniem i każdym zdrowym daniem, padam po treningu i jestem szczęśliwym człowiekiem. Ale biorę pod uwagę, że czasami się potykam – i to wcale nie znaczy, że jestem słaba! Czasami napiję się coli. Zdarza mi się zjeść pasek czekolady – to nie sprawia, że jestem gorsza. Że nie mam silnej woli. Bo mam. Ale czasami po prostu sobie trzeba na coś pozwolić.
Nie wolno trzymać się na niesamowicie krótkiej smyczy, bo takie zachowanie prowadzi do, na przykład, zaburzeń odżywiania.
Jedzcie. Ćwiczcie. Motywujcie się. Żyjcie zdrowo.
I pamiętajcie, że nie jesteście robotami. Czasami coś niezdrowego zjeść można.
I to nie jest tragedia.
Zdecydowanie się zgadzam. jak ze wszystkim życiu- zdrowy tryb życia także trzeba brać z umiarem i rozsądkiem!
Można popaść w fit-maniactwo jak śliwka w kompot i ciężko z tego się wytaraskać. Ciężko powiedzieć sobie, że ten paseczek czekolady i puszka coli naprawdę nie zaszkodzą. We wszystkim trzeba mieć umiar
Do FITmaniaczki w moim przypadku jeszcze bardzo długa droga, bo częściej wolę zjeść coś „niezdrowego” i poleżeć pod kocem oglądając serial niż dramatyzować, że „znowu” się zapomniałam.
Swoją drogą – muszę Ci Marto (i sobie jednocześnie) pogratulować. Z Twoją wirtualną pomocą znalazłam w sobie motywację żeby po pierwsze zmieniać nawyki żywieniowe, a po drugie ruszyć tyłek 🙂 Zaczęłam od zdrowego śniadania (codziennie i bez wymówek) i wyzwania z hula – hop, do którego od siebie dodałam ćwiczenia wzmacniające mięśnie pleców.
Dzięki, że piszesz i motywujesz 🙂
Strasznie podoba mi się twój to myślenia 🙂
Wszystko jest dobre ale trzeba znać umiar.
Dokładnie. Sama czasem wpadam na moment w skrajności, ale staram się wracać na właściwe tory 😉
Zgadzam się, wszystko z umiarem 🙂
Bo nie mamy byc fit tylko zdrowe i szczęśliwe 😉 po,prostu slowo fit nabrało ostatnimi czasy nieco negatywnego znaczenia. Ale bab nie zmienisz Marta. Kto chce to zrozumie. Kto nie…jego problem! Juz na pewno nie twój. Ani mi sie waz tym martwić ze ktoś sie katuje czy cos bo Ty tu motywujesz 😉
Prawda!
Jak trenuję z grupą, to tak żeby motywować. Jak trenuję sama , to tak żeby zrobić to na co mam ochotę. Ogólne zasady stosuję. Nie odmierzam miarką ilości b,t i w. Jak idę na imprezę to biorę słodkości i jem razem ze wszystkimi;-). Życie z równowadze to normalne życie bez przeginania w jedną czy drugą stronę. Pozdrawiam:-)
P.S. Chcę żyć i cieszyć się tym życiem dopóki trwa. Nie jestem niewolnikiem komercyjnej paranoi;-)
Dzięki za ten tekst. 🙂
Ja się najadłam na święta, nie jakoś straaasznie. ;p Gorsze jest to ,że zostało duużo jedzenia w domu :<
Widzę krąg normalnych osób się ujawnia i protestuje przeciwko głupocie.
Popieram Cię, sama w tamtym roku wpędziłam się w bycie „fit”, a dużą szpilą był portal „zszywka” gdzie z innymi użytkowniczkami dokumentowałyśmy każdy kęs, postępy i treningi. Wytwarzała się w nas niezdrowa rywalizacja – bo przecież wstyd było pokazać jadłospis w którym zjadłyśmy jogurt ze sklepu a nie ten zrobiony w domu, no to nie jadłam jogurtów, o słodyczach jakichkolwiek, cukrze czy tłuszczu w ogóle zapominając. Opuszczony trening? No przecież mnie zlinczują … Więc jak byłam na wyjeździe i nie miałam jak ćwiczyć, to pomimo, że padałam na twarz i szłam spać, to nastawiałam budzik na 4tą, żeby wstać i zmusić się do treningu. A jadłospis powyżej 1200? O maaatko, zaraz wyzwią mnie od tych, które nad sobą nie panują, od obżartuchów i łakomczuchów i jeszcze pochwalą się, że same dziś zjadły tylko 450 zachowując przy tym 60% białka. I oczywiście kaloryfer trzeba zaprezentować, a potem już tylko wklęśnięty brzuch, bo mięśnie popalone.. A ja się w to nakręciłam i w zamian za to dostałam anę i duże ku ku w głowę, które musiałam sobie wybijać długimi miesiącami. Teraz już nie jestem „FIT”, ale po tej przygodzie i odpuszczeniu sobie całkowicie mam zamiar wrócić ale tylko do bycia „fit” przez małe „f”.
Znalazłam kilka tygodni temu Twój kanał na YT i od pierwszego zestawu ćwiczeń meeeega mi się spodobało! Zarówno to jak prowadzisz ćwiczenia, jak do nas mówisz, sympatyczno-śmiechowa atmosfera 🙂 Po prostu całość jest super extra i najlepiej mi się ćwiczy z Tobą 🙂 I nie jest tak, że „ooo trzeba dzisiaj znowu…”, ale po prostu chce się działać „w podskokach” 🙂 Przekazujesz ogrom cudownie pozytywnej energii i mocy! Dlatego też, życzę z całego serducha powodzonka oraz spełnienia wszystkich panów i marzeń tych zawodowych jak i prywatnych! <3
P.S. Przepraszam, że kompletnie nie w temacie, ale przeczytałam pościka, w 1000% ze wszystkim się zgadzam (sama często mam ogromne wyrzuty sumienia, gdy zjem coś mało przyjaznego dla zdrowia) i uznałam, że muszę jednak napisać 🙂
Świetnie piszesz, jesteś konkretna, autentyczna i wyjątkowo do mnie trafiasz, motywujesz jak mało kto! Filmikami na YT też. Ale mam pytanie. Piszesz: „Czasami coś niezdrowego zjeść można”. To znaczy jak często? I ile jednego dnia? Np. ile gałek lodów („naturalnych” ;))?
Możesz raz na tydzień zrobić sobie cheat day, albo np. co drugi dzień jeść ulubiony słodycz do 250kcal, wliczony w bilans. 🙂 Sama praktykuje drugą opcje i jest świetnie!